sobota, 26 marca 2016

3."Łatwo było zrozumieć, że mnie nie kochałeś,najgorzej było się z tym pogodzić"

Abi's POV:

Mason podszedł do Nialla i pomógł mu zawiesić półkę, która wcześniej spadła i narobiła tyle hałasu.Ja nadal stałam na środku pokoju i powoli przyswajałam sobie całą tą sytuację i nie mogłam uwierzyć, że on ma zamiar tutaj zostać. W końcu Lou mówił, że Horan chce wrócić do Kanady, dlatego nie rozumiem czemu tutaj jest.

- Jestem Mason tak w ogóle. Mieszkam w pokoju obok. - podał mu rękę, a blondyn ją uścisnął i rzucił mi spojrzenie.

- Niall.

- To jest moja dziewczyna Abigail.- Mason wskazał na mnie dłonią, a ja spóśćiłam wzrok na podłogę. Bo niby jak mam teraz powiedzieć Masonowi, że to właśnie Niall jest powodem prawie połowy moich teraźniejszych problemów?

- Znamy się. - odezwał się Horan, a ja czułam jakby cały świat wirował. Mój oddech stał się płytki, a kolana miałam jak z waty. Spojrzałam na mojego chłopaka, który był ewidentnie zdziwiony całą tą sytuacją.

- Chodziliśmy razem...- połknęłam głośno ślinę, a Niall zadziornie się do mnie uśmiechnął. - Do tego samego liceum.- mina Nialla od razu się zmieniła. Lekko przymrużył oczy patrząc na mnie, a później pokręcił głową zagryzając przy tym wargę.

- Jesteś z Mullingar stary? - Mason spojrzał na niego, jednak na całe szczęście nie widział poprzedniego wyrazu twarzy Horana. Niall pokiwał głową, a w tym czasie mój chłopak podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.

- Hej nic nie mówiłaś, że znasz kogoś z nowych? - pocałował czubek mojej głowy, a ja spojrzałam mu w oczy.

- Dopiero dzisiaj się spotkaliśmy.

- Umm okey Niall my będziemy się zbierać, jakbyś czegoś potrzebował to wiesz gdzie mnie szukać. Mam jednak nadzieję, że dzisiaj nie będę ci potrzebny bo Abi u mnie zostaje i rozumiesz.

Poruszał brwiami, a ja walnęłam go w ramię i się zaśmiałam bo jest kompletnym kretynem. Wychodząc spojrzałam ostatni raz na Nialla, który był dość wesoły jak na zaistniałą sytuację, no ale czego miałam się spodziewać? Że się popłacze kiedy zobaczy mnie z innym chłopakiem? Marzenia.



Weszliśmy w końcu do pokoju Masona, a Matt siedział i grał w jakąś grę co było dla niego typowe. Pomachałam mu na przywitanie, a on się do mnie uśmiechnął i powiedział ciche 'cześć'. Usiadłam na łóżku mojego chłopaka i zdjęłam z siebie bluzę, która była przemoczona. Nawet nie wiedziałam, że Mason szuka dla mnie jakiejś bluzki do przebrania. Zorientowałam się kiedy jakaś rzecz wylądowała na mojej głowie, a jak się okazało była to jego bluza. Sprawnie założyłam  ją na siebie, a później weszłam do ich łazienki. Wzięłam szczoteczkę do zębów mojego chłopaka i umyłam nią zęby, a on zaraz po mnie. Czekałam na niego siedząc na wannie, a on zamiast szybko umyć zęby robił mi na złość i ciągle się wygłupiał.

- Przysięgam zachowujesz się jak pięciolatek.

- Wohoo aż taki stary?

- Kretyn.

Pokręciłam głową i jednak zdecydowałam, że wejdę już pod kołdrę. Była cała zimna, ale nie miałam wyjścia. Będąc już przykryta zdjęłam spodnie i zaraz po tym na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Zawsze Mason nagrzewał dla mnie pościel bo on zawsze jest taki ciepły, a moje nogi bez skarpetek rozgrzewają się jakieś trzy godziny.  W końcu i on zajął swoje miejsce, a Matt pokazywał dziwne gesty rękoma, które chyba miały znaczyć, że będziemy zaraz uprawiać seks. Obaj to debile, ale mam w zwyczaju obracać się w takim towarzystwie.

- Jak zwykle masz zimne stopy.

- Powinieneś być już do tego przyzwyczajony.

Pocałował czubek mojej głowy, a później mocno się we mnie wtulił. Mogłam teraz się szybciej rozgrzać bo w połowie na nim leżałam. Zaczęłam się śmiać kiedy jego broda drapała mój policzek.

- Ogól się jaskiniowcu.

- Uh uh Pani. Ładna pani. Moja paniii. - zaczął naśladować mowę prehistorycznych stworzeń, a ja widząc wyraz jego twarzy zaczęłam śmiać się jak jakaś idiotka.



Niall's POV:

Zdążyłem wyjść z pod prysznica kiedy usłyszałem ten dobrze znany mi śmiech. Ściany w tym akademiku nie należą widocznie do najgrubszych, ale nic na to nie mogę poradzić. Kiedy już wygodnie położyłem się w łóżku znów słyszałem jak się śmiała. Pomimo, że ból rozrywał moje serce bo to nie ja jestem tym, dzięki któremu jest teraz szczęśliwa to jednak w głębi duszy cieszyłem się, że ma kogoś kto potrafi ją uszczęśliwić. Nadal mam na telefonie nasze wspólne zdjęcia, a nawet osobny folder z jej zdjęciami, na których mogę zobaczyć ten cudowny uśmiech. Myślałem, że poradzę sobie z tą całą sytuacją jakoś lepiej, ale czuję, że nie będzie łatwo. Skoro ona już dawno o mnie zapomniała, w takim razie pora ruszyć dalej. Sam tego chciałem, sam doprowadziłem do tej sytuacji, dlatego nie mogę mieć o to do nikogo pretensji. Patrząc na jej zdjęcia widzę, że jest tak samo, a nawet bardziej piękna niż kiedyś. Czułem pieczenie w oczach, a to mogło oznaczać tylko jedno. Kiedy jednak drzwi mojego pokoju szybko się otworzyły, zablokowałem telefon i przekręciłem się na bok, żeby Louis nie zobaczył w jakim jestem stanie.

- Stary zagadał do mnie jakiś koleś bo myślał, że jestem homo! Coraz bardziej boję się tutaj mieszkać!

Louis rzucił się na swoje łózko w ubraniach, a później usłyszałem jak odblokował swój telefon.

- Wiem, że nie śpisz kutasie! Powiedz coś!

- Chce spać zamknij się!

- Jezu co ci się stało?!

Podniósł się z łóżka, a ja wiedziałem, że nie da za wygraną. Znów usłyszałem jej śmiech więc zacisnąłem mocniej powieki dając spłynąć moim łzą. Otarłem szybko twarz i usiadłem na łóżku spoglądając na mojego przyjaciela.

- Mówiłem. Che kurwa spać ale się nie da!

- Czy ktoś tam za ścianą się rucha?

- Nie wiem.

Na to wcześniej nie wpadłem, a przez to, że Lou o tym wspomniał zakuło mnie serce. Gdzieś tam podświadomie miałem nadzieję, że ona na mnie czeka, ale po co niby miałaby to robić?

- Zdaje mi się czy to Abi?

- Ta.

Położyłem się znów wygodnie, a on podszedł do mojego łóżka i na nim usiadł. Miałem już zamknięte oczy, ale słyszałem jak ciężko westchnął.

- Jest ciężko. - nie do końca wiedziałem do czego zmierza, dlatego otworzyłem oczy i patrzyłem jak on gapi się tępo w podłogę. - Powiedzieć swojemu umysłowi, że się kogoś nie kocha, kiedy twoje serce mówi co innego.

- Nie kocham.

- Niall...

- Nie kocham jej Louis. - wziąłem głębszy oddech, żeby znów powiedzieć coś w co chce uwierzyć. - Nie kocham już Abi.



*kilka dni później*

Abi's POV:

 Szukałam wzrokiem wszędzie tego cholernego telefonu, zawsze jak na złość, jak jest potrzebny to nigdzie go nie ma. Mogłam się spodziewać, że z moim szczęściem to jest gdzieś na biurku, albo gdzieś daleko ode mnie, że będę musiała wstać i go szukać, a tego nie chciałam, bo było mi zimno. Ale pierwszy raz los się do mnie uśmiecha dzisiejszego dnia i telefon leży sobie grzecznie obok tabletek. Dzięki Ci boże! Wyciągnęłam po niego dłoń. Odblokowałam, ale nie spodziewałam się, że jasność ekranu tak tragicznie będzie działa na moje oczy. Patrzenie na ekran bolało, to przez chorobę tak bolą mnie oczy a on jeszcze to wzmaga. Ledwo co widziałam, ale byłam pewna, że ktoś do mnie napisał.

Mason: Obok łóżka masz pomarańcze i nóż. W termosie jest herbatka z cytryną wypij całą, a jeśli zobaczę cię gdzieś na uczelni przysięgam, że cię zabije :)))

Jestem chora, ale on nie daje za wygraną. Nie mogę opuszczać tyle zajęć bo w życiu nie ogarnę wszystkiego do egzaminów po tak długiej nieobecności. Wybrałam jego numer, zawsze jest pora żeby powiedzieć komuś co się myśli. Jeden sygnał, drugi. Odebrał.

- Jeżeli na prawdę myślisz, że zostanę w  łóżku cały dzień to powiem Ci, że jesteś w błędzie!

- Wypiłaś herbatę? - bezczelnie stara się odwrócić moją uwagę.

- Nie, ale nie zmieniaj tematu.

- Ciepło Ci?

- No do cholery jasnej TAK, tatuśku!

- Udzieliłaś mi wszystkich potrzebnych informacji, dziękuję. A tymczasem muszę się z panią pożegnać, jestem na prawdę bardzo zajęty, ale miło było słyszeć Twój zachrypnięty głos.

- Mason!

I się rozłączył. Tak o... po prostu rozłączył. Boże czy wspominałam już, jak cholernie mnie denerwuje? Palant. Wstałam szybko i zaczęłam się ubierać bo zajęcia z literatury miały się zacząć za dwadzieścia minut, a ja byłam w kompletnej rozsypce. Związałam włosy w kucyk i wrzuciłam mój notatnik do torby, a później szybko wybiegłam z pokoju uprzednio go zamykając. Na szczęście weszłam do sali przed profesorem i zajęłam swoje miejsce. Czułam się okropnie, ale wiedziałam, że muszę wytrzymać te trzy godziny wykładów. Jednak mój plan wcale nie będzie łatwy bo zobaczyłam w drzwiach uśmiechniętego Nialla, który  wchodził do sali wraz z Liamem. Udawałam, że piszę coś w notatniku chociaż tak naprawdę nie miałam co notować. Piekła mnie cała twarz bo obok mnie były wolne miejsca i cholernie się bałam, że usiądą obok, ale dzięki Bogu zajęli miejsca prawie na samym końcu sali. Po kilku minutach do sali wszedł profesor Petterson i od razu zabrał głos.

- Dzisiaj opowiemy sobie o Romeo i Julii. Przypuszczam, że większość z was zapoznała się z lekturą, jeśli nie oczekuję, że na następnych zajęciach wszyscy przeczytacie bo może wydarzyć się jakieś niezapowiedziane kolokwium.

Usiadł za swoim biurkiem, a później przebiegł wzrokiem po sali. Frekwencja jak na każdym jego wykładzie była imponująca, ale to wynika z faktu, że są one naprawdę ciekawe i interesujące. Wyciągnął książkę ze swojej teczki, a później otworzył na pierwszej stronie.

- Nie jest to jakaś miłosna historia, jest to historia o miłości.

Benwolio: Miłość więc?

Romeo: Brak jej.

Benwolio: Jak to? Brak miłości?

Romeo: Brak jej tam, skąd bym pragnął wzajemności.

Uśmiechnął się patrząc na kartkę, a później podniósł wzrok i rozejrzał się po sali. Popatrzył znów na te kilka zdań i zmrużył oczy.

- Czy można się zgodzić ze stwierdzeniem, że nic nie boli bardziej niż uczucie, że ktoś znaczy dla ciebie wszystko, a ty dla tej osoby jesteś nikim?

Usłyszałam szmery na sali, a moje serce zaczęło gorączkowo bić. Dzisiejszy temat nie należy do moich ulubionych bo jedyne co widzę przed oczami po każdym słowie profesora to twarz Nialla. Nie podnosiłam głowy znad kartki bo bałam się, że poprosi mnie o zabranie głosu, a wtedy rozpłaczę się przy całej grupie.

- Gorzej jest kochać kogoś kto nie odwzajemnia tego uczucia. - usłyszałam głos jakiejś dziewczyny jednak nie odwróciłam się w jej stronę. Bałam się podnieść wzroku znad kartki, na której od kilku minut piszę imię Niall.

- Idealnie pani ujęła kolejne słowa które chce przytoczyć.

Benwolio: Zakochany?

Romeo: Nie-

  Benwolio: Nie zakochany?

Romeo: Nie zakochany, ale niekochany.

Czy właśnie dzisiaj Petterson musiał sobie wybrać taki temat? Czy właśnie dzisiaj Niall musiał przyjść na ten wykład? Po jaką cholerę tutaj został? Bicie mojego serca nadal przyspieszało, a ja nadal nie miałam odpowiedzi na te wszystkie pytania.

- Ludzie nie boją się kochać siebie nawzajem, jedyne czego się boją to nieodwzajemnione uczucie. Dlatego kiedy w kimś się zakochacie, nie zapominajcie o tym, żeby powiedzieć to tej osobie!

Szmery na sali zaczynały się stawać coraz głośniejsze, a ja wykorzystując sytuację zamieszania spojrzałam na Nialla. Wpatrywał się w swój telefon i zapewne miał gdzieś, to co mówił profesor Petterson. Poczułam mocne ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Nabrałam ciężko powietrza i znów kreśliłam jego imię w moim notatniku. Profesor się nie odzywał co mnie zdziwiło, dlatego spojrzałam na niego, a jak się okazało stał jakieś trzy rzędy ode mnie i dziwnie mi się przyglądał. Chodziłam do niego na dodatkowe zajęcia, żeby podszkolić się w pisaniu tekstów, dlatego jestem jedną  z nielicznych studentek, które pamięta. Bacznie mi się przyglądał, ale po kilku sekundach pokręcił głową i wrócił do swojego wykładu.

- Tak, w ogóle czy ktoś z was wie co to jest miłość?

Kolejny raz dzisiejszego poranka rozejrzał się po sali i czekał na jakiś ochotników,którzy będą chcieli odpowiedzieć na jego pytanie. Wewnętrznie czułam, że bardzo chce mnie zapytać, ale postanowiłam nie nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego, żeby uniknąć odpowiedzi na to pytanie.

- Miłość jest wtedy kiedy troszczysz się o kogoś bardziej niż o siebie.

- Dobrze zgadzam się, coś jeszcze?

- Kiedy jesteś w stanie oddać swój ostatni kawałek pizzy, to miłość. - na całej sali wybuchł śmiech po tym co powiedział jakiś chłopak, jednak profesor klasnął w dłonie i pokiwał głową.

- Muszę się zgodzić. - założył ręce na ramiona i oczekiwał dalszych odpowiedzi.

-Kiedy czujesz motyle w brzuchu.

- Mhm. Co jeszcze? No dalej wysilcie się!

- Rozmowy do późna, żeby słyszeć czyjś  głos.

- Trzymanie się za ręce.

- Miłość jest wtedy gdy ktoś darzy cię tym uczuciem, kiedy ty nie jesteś wstanie pokochać samego siebie.- nie miałam pojęcia, że Niall będzie chciał zabrać głos, ale jednak się odważył. Spojrzałam na twarz Pettersona, który oblizał wargi a później krzywo się uśmiechnął. Spojrzał na mnie i uniósł brwi, a wtedy wypowiedziałam chyba najgłupszą rzecz na świecie.

- A może tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak miłość? Hm? Może to tylko zwykłe zauroczenie czyjąś osobą, które później zmienia się w przyzwyczajenie?

- Ostre słowa panno Wilson. Ale nie sądzi panienka, że właśnie te wszystkie małe rzeczy,do których się przyzwyczajamy sprawiają, że czujemy coś do tej osoby? Nie jesteśmy przedmiotami, które nic nie odczuwają, nasz mózg nam to uniemożliwia.

Po tych słowach podszedł do swojego biurka, a ja ukradkiem chciałam spojrzeć na Nialla, dlatego upuściłam długopis i dzięki temu mogłam być odwrócona w jego stronę. Nadal siedział wgapiony w swój telefon i poświęcał temu całą swoją uwagę. Posmutniałam jeszcze bardziej bo tylko ja myślę o nim kiedy słyszę te wszystkie słowa na temat miłości, a przecież powinnam myśleć o Masonie.

- Równie dobrze można zapytać kiedy czujemy, że się w kimś zakochaliśmy? Kiedyś mój przyjaciel zapytał mnie: Kiedy zacząłeś ją kochać?  Miał na myśli moją żonę oczywiście. Zacząłem się zastanawiać jak to było z nami na początku kiedy się poznaliśmy. Miałem przed oczami tyle wspólnie spędzonych chwil, tyle wspólnych wspomnień, ale potrzebowałem tego jednego, jedynego wspomnienia, które jednoznacznie by określało ten moment. Więc szybko mu odpowiedziałem: Nie mam pojęcia. Po prostu wstałem pewnego dnia i zrozumiałem, że już ją kocham. Zgaduję, że zakochałem się w niej w momencie, w którym najmniej się tego spodziewałem.

Widziałam jak się uśmiecha na samą myśl o swojej żonie i strasznie mu tego zazdrościłam. Mam Masona ja wiem, będę mu wdzięczna do końca życia za to, że był ze mną przez ten cały czas. Kiedy był ze mną nawet wtedy, gdy go odpychałam i mieszałam z błotem. Ale to nigdy nie będzie to samo co czułam do Nialla, nigdy...

- Związki są w stanie przetrwać długo, nie dlatego że tak zostało im przeznaczone. Trwają długo, dlatego że dwie odważne osoby podjęły decyzję żeby go utrzymać, by o niego walczyć i na niego pracować. Podczas gdy inne trwają krótko i nie dzieje się tak, dlatego bo tak chciał los. Dzieje się tak ponieważ jedno, lub oboje tych ludzi podejmują decyzję by pozwolić odejść tej drugiej osobie.

Czemu on zawsze musi mieć rację? Dlaczego jest taki mądry i skąd wie takie rzeczy? Z jednej strony to irytujące, a z drugiej chce go słuchać wiecznie. Mówił szczerą prawdę i chyba to najbardziej mnie teraz bolało. Imię Nialla pojawiło się ponad sto razy na mojej kartce, dlatego wyrwałam ją i włożyłam na sam tył notatnika. Zapisałam temat pracy, którą mamy przygotować na następne zajęcia i dalej wsłuchiwałam się w pogadankę Pettersona. W głębi duszy chciałam wiedzieć z kim pisze Niall, ale sama nie umiałam się do tego przed sobą przyznać. Kiedy trzeci raz dzisiejszego dnia na niego spojrzałam jego pozycja nadal była nie zmieniona, dlatego postanowiłam, że nie będę już zwracała na niego uwagi. Wykład skończył się punktualnie o godzinie dziesiątej, a ja byłam jedną z osób, które jako ostatnie opuszczały salę.

- Abigail mogę cię na chwilę prosić?

Pokiwałam głową i lekko się uśmiechnęłam do profesora, a później podeszłam do jego biurka.

- Słucham?

 - Wiesz? Wydawało mi się, że wiem jak wygląda prawdziwy ból dopóki nie zobaczyłem w jaki sposób na niego patrzysz.

- Huh?

- Nie oszukuj mnie, wiem co widziałem.

- Był pierwszą osobą, która złamała mi serce. Do końca mojego życia on zawsze będzie tą pierwszą pieprzoną osobą, która najmocniej mnie zraniła. Tego się nie zapomina...

- W pełni cię rozumiem, ale ktoś inny może ci pomóc zaleczyć ten ból.

- Może, ale to nie działa kiedy się tego nie chce...





Po zajęciach poszłam do biblioteki z zamiarem znalezienie potrzebnych książek do napisania pracy. Wiem, że to dopiero na za tydzień, ale nie mam nic ciekawego do robienia o godzinie dwunastej w południe. Chodziłam między pólkami i szukałam książek, które wcześniej pomógł mi dobrać Petterson. Wyciągnęłam jedną z nich, a chwilę później ktoś obrócił mnie za ramię i zaczął namiętnie całować. Odruchowo przymknęłam powieki i oddałam pocałunek. Po chwili chłopak puścił mnie i lekko się od siebie odsunęliśmy.

- Co ja ci rano mówiłem?

- Mason nie chce mieć zaległości jasne?

Odwróciłam się i starałam się szukać kolejnej książki, ale on znów mnie do siebie obrócił i położył swoje dłonie po obu stronach mojej głowy opierając się o szafkę.

- Mam ochotę cię zamordować w tym momencie!

- Ale nie zrobisz tego bo nie znalazłbyś drugiej tak denerwującej osoby. - po tym zdaniu cmoknęłam go w usta, a później schyliłam się i przeszłam pod jego rękami. Obok mojego stolika stała Kate i rozmawiała prze telefon, dlatego zajęłam swoje miejsce i spojrzałam na kawę, która stała obok mojego laptopa.

- Kupiłeś mi latte w Starbucksie?

- Kate napisała, że nie ma cię w pokoju, dlatego kupiłem coś co lubisz i coś co wypijesz kiedy jest ciepłe.

- Już nie jestem taka chora.

- Z całym szacunkiem, ale wyglądasz dzisiaj jak gówno kochanie.

- Uh dzięki kochanie. - powiedziałam z ironią w głosie i wywróciłam oczami, na co on pocałował moje czoło.

- I tak cię kocham.

- Mhm. Masz lacrosse za dosłownie pięć minut. Żegnam pana chce pisać pracę!

Udał obrażonego, ale sobie poszedł jednak kolejną osobą, która miała zamiar mi przeszkadzać w pisaniu była Kate. Chyba jednak nie był to też jej dzień bo nic się nie odzywała co było dla mnie cholernie dziwne. Ona jest takim typem człowieka, którego wszędzie jest pełno i ciągle o nim słychać. Jednak nie dziś.

- Stało się coś?

- Tak, ale to nie jest miejsce na taką rozmowę.

- Jeśli chcesz pogadać możemy iść do akademika?

- Wieczorem, zaraz mam zajęcia. Do później Abi.

Odeszła zostawiając mnie w osłupieniu bo dosłownie nie mam pojęcia o co jej chodzi. Chciałam zostać dłużej i zabrać się za tą pracę, ale kiedy zobaczyłam w drzwiach głównych biblioteki Nialla i Lou zebrałam swoje rzeczy i wyszłam tylnym wejściem.



*następny dzień wieczorem*

- Myślicie, że to będzie w porządku jeśli założę spódnicę?

- Załóż spodnie. - odezwał się Mason, który aktualnie leżał na moim łóżku i oglądał jakieś idiotyczne filmiki na youtube.

- Mason to spotkanie biznesowe!

- Z Shawnem!

- Racja jest przystojny, utalentowany, dobrze zbudowany...

- Tak uspokoiłaś mnie tym!!

- Abi załóż tą szarą sweterkową sukienkę i superstary. Weź czarną skórkę i będzie okey, w końcu to nie spotkanie z całym zarządem. - wychyliła się Lilly znad swojego laptopa przymykając delikatnie ekran. Wyciągnęłam rzeczy z szafy i poszłam do łazienki się przebrać. Kiedy byłam gotowa zaczęłam jeść kanapki, które przygotował mi Mason. Skończyłam jeść jedna kromkę, ale zdecydowałam, że nic już nie zjem. Zeszłam z krzesła i usiadłam na biurku, machałam nogami w powietrzu i popijałam kawę, przyglądając się twarzy mojego chłopaka. Wyglądał jakby coś go martwiło, ale spodziewałam się, że dobrowolnie nie powie mi co go męczy.

- Ładnie ci w tej sukience, ale obawiam się,że twój  tyłek za chwilę na tyle mnie rozproszy, że nie wypuszczę cię z tego pokoju i skuszę do robienia nieprzyzwoitych rzeczy.

- W takim razie podnoś dupsko i jedziemy.

Kiedy byliśmy za drzwiami Mason zatrzymał mnie i uważnie lustrował moją sylwetkę. Wiedziałam co chodziło po jego głowie, dlatego położyłam dłoń na moim biodrze i zagryzłam wargę.

- Kurwa czemu musisz teraz być taka gorąca.

- Wczoraj byłam kupą więc nie miałeś na mnie ochoty?

- Wiesz, że to nie tak.

- Jedyne co wiem to, że jeśli zaraz nie pojedziemy to się spóźnię.

- Obiecaj, że...

- Obiecuje!

- Trzymam za słowo, nie chce zrobić krzywdy temu chłoptasiowi.

- Będę grzeczna, słowo... Uh coś? - wyciągnęłam do niego mały palec, jak to zwykliśmy robić. On wyciągnął swój w moją stronę, po czym je spletliśmy je na znak obietnicy. Przewróciłam oczami bo to było tak cholernie dziecinne, a po tym poszliśmy do samochodu. Kiedy już w nim siedziałam,a szyby były zasunięte i czułam się odizolowana, od tego co działo się na ulicach Seattle. Miasto o tej porze tętniło życiem, pomimo że dochodziła już godzina dwudziesta. Na ulicy poruszały się samochody jeden za drugim, a po chodnikach biegali wręcz, nie wiadomo za czym ludzie. Mason odwiózł mnie pod siedzibę mojego studia, a później odjechał obiecując mi, że po mnie przyjedzie jak tylko dam mu znać. Wyjechałam windą na siódme piętro, a później zapukałam do gabinetu Andrewa i do niego weszłam. Siedzieli już z Shawnem przy biurku, dlatego lekko się uśmiechnęłam i przywitałam.

- Shawn to jest Abigail, która zaprezentuje ci nasze oczekiwania co do twojego kontraktu i po rozmowie z nią okaże się czy go dostaniesz, ja niestety muszę lecieć na spotkanie, ale zostawiam cię w dobrych rękach.

Zdziwiłam się jego słowami bo jeszcze dzisiaj rano mówił, że chłopak ma już zagwarantowany ten kontrakt na płytę, ale jak widać zmienił zdanie. Tak w ogóle od kiedy w tej wytwórni coś zależy ode mnie? Nie wiem czy czasem nadal nie śpię skoro słyszę takie dziwne rzeczy. Andrew podszedł do mnie i pocałował w policzek na przywitanie, a później szepnął 'Postrasz go troszkę'  i wszystko stało się jasne. Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową, a później usiadłam na miejscu mojego szefa i podałam Shawnowi rękę.

- Miło mi cię poznać, mam nadzieję, że nie jesteś kolejnym młodocianym pseudo artystą.

- Ja yyy... Nie mam doświadczenia iii... Postaram się dać z siebie wszystko.

- Postarasz się?

- Tak.

- Mam taką nadzieję.

Spojrzałam na niego surowym wzrokiem, a później wyciągnęłam z torebki teczkę z jego umową. Nie mogłam uwierzyć, że jestem w stanie tak grać, ale widać życie nauczyło mnie wielu rzeczy. Starałam się wyglądać jak najgorsza suka by przestraszyć niczego nie świadomego Shawna, tylko po to żeby później naśmiewać się z jego pierwszego dnia w studio. Miałam tak samo kiedy przyjęli mnie tu pierwszy raz na staż i osobą, przez którą wylałam siódme poty był właśnie Andrew. Zakreśliłam na umowie, że chłopak wyraża zgodę na przetwarzanie danych osobowych, a później spojrzałam na niego. Oczy miał dość duże i ciemne jak gorzka czekolada, jego policzki były nieco pulchne i lekko zaczerwienione, ale to dodawało mu uroku. Włosy jakby potargane, ale idealnie do niego pasowały. Kiedy tak mu się przyglądałam głośno połknął ślinę, a później rozpiął jeden guzik w swojej koszuli.

- Coś nie tak?

- Jest trochę gorąco.

- Uh przepraszam? Powinnam wyjść? - oblizałam swoje usta, a jego oczy jeszcze bardziej się powiększyły. Wewnętrznie prawie płakałam ze śmiechu widząc jego wyraz twarzy, ale na zewnątrz byłam nadal zimną suką. A raczej już gorącą suką po moim wcześniejszym stwierdzeniu.

- Znasz ten cichy głosik w twojej głowie, który trzyma cię z daleka od mówienia rzeczy których nie powinieneś? - zmrużyłam oczy i mu się uważnie przyglądałam, a kiedy chłopak zaczął kiwać głową na tak, wpisałam w prawym górnym rogu umowy dzisiejszą datę.

- Ja niestety nie. - uśmiechnęłam się sztucznie w jego stronę, a później przekręciłam jedną z kartek  by wpisać jego dane osobowe.

- Imię i nazwisko?

- Shawn Mendes.

- Data urodzenia?

- 8 sierpnia 1998.

- Rozumiem, że wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych?

- Czyli, że dostanę ten kontrakt?

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, ale czy ja wyglądam  jakbyś go miał nie dostać? - wtedy już normalnie się do niego uśmiechnęłam i zaczęłam śmiać, podczas gdy on złapał się za głowę i zamknął oczy.

- Cholera byłem przerażony.

- Widziałam i nawet nie wiesz jak ciężko było mi się powstrzymać od śmiechu.

- To było okropne!

- Przepraszam, każdy musi przejść taki chrzest czy jak to inaczej nazwać.

Podałam mu kartkę z długopisem, żeby podpisał się w kilku wyznaczonych miejscach. Chłopak wziął ją ode mnie i z uśmiechem malującym się na jego ustach, podpisywał każdą kartkę z osobna. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 18:37. O godzinie 19 mogłabym iść do Beatrice, kobiety która jest wspaniałą panią psycholog i pomogła mi wyjść z dołka. Od kiedy Niall się tutaj pojawił nie czuję się dobrze, znów mam dziwne sny i przydałaby mi się rozmowa z nią. Jej gabinet znajduje się dziesięć minut drogi od studia, dlatego postanowiłam trochę go pospieszyć.

- Okey Shawn myślę, że na dzisiaj to wszystko. Zapraszam cię jutro o godzinie 11, Andrew ustali z tobą wszystkie szczegóły, a ja przedstawię ci grafik nagrywania.

- Super! Już nie mogę się doczekać!

- Będzie zajebiście, a teraz chodźmy bo nie ukrywam, że trochę się spieszę.

- Może gdzieś cię podwieźć?

- Nie trzeba przejdę się.

Pożegnaliśmy się przed wejściem, a potem ruszyłam do gabinetu Beatrice. Było już ciemno, a ja ciągle miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Na ulicy było sporo ludzi, dlatego wmawiałam sobie, że tylko mi się wydaje. Miałam w ręce telefon, żeby w razie czego zadzwonić do Masona, ale całe szczęście nie musiałam bo dość szybko doszłam do mojego celu. Beatrice wyłączała właśnie światła na poczekalni, kiedy w końcu się odwróciła i widząc mnie z przerażenia pisnęła, zapewne nie spodziewała się nikogo o tej porze.

- Abi wystraszyłaś mnie na śmierć!

- Um przepraszam, ja chciałam tylko zapytać czy masz może chwilkę?

- Dla ciebie zawsze kochanie.

Złapała mnie za rękę i razem weszłyśmy do jej gabinetu. Usiadłam na szarej kanapie, a później ściągnęłam buty i prawie na niej leżałam.  Wzięłam poduszkę spod głowy i położyłam ją na swoim brzuchu, a następnie mocno się do niej przytuliłam. Słyszałam jak Beatrice siada w swoim fotelu bo charakterystycznie zaskrzypiał, a wtedy zaczęłam mówić.

- Niall tutaj jest.

Nie widziałam tego, ale czułam, że podniosła wzrok znad swojego notatnika. Jest równie zdziwiona jak ja te kilkadziesiąt  dni temu, kiedy zobaczyłam go w tym klubie.

- Powiedziałam Masonowi i dziewczynom, że nie chce o tym rozmawiać, ale... Ale tak właściwie to chce tylko boję się ich reakcji. Boję się, że jak im o wszystkim opowiem to będą się śmiać i już nigdy nie spojrzą na mnie w ten sam sposób. Nie chce widzieć tej litości w ich oczach, kiedy dowiedzą się jak bardzo jestem popieprzona.

- Wiele ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że depresja to choroba aniołku. Nie życzę jej nikomu, ale kiedy dowiedzieliby się jakie uczucia jej towarzyszą... Przysięgam na Boga, zastanowili by się dwa razy zanim zaczęliby się z ciebie śmiać.

- Masz czasem takie uczucie, że nie masz ochoty z nikim rozmawiać? Nie masz ochoty się uśmiechać i udawać, że jesteś szczęśliwa, ale w tym samym czasie nie wiesz tak do końca co jest z tobą nie tak? Nie ma sposobu na wytłumaczenie tego osobie, która nie ma o tym bladego pojęcia. Jeśli chciałabyś jednej rzeczy na świecie to żeby zostać samą choć na chwilę.  Kiedy jesteś sama nikt nie pyta 'co się dzieje?' , a  ty nie musisz odpowiadać 'nie wiem' . Po prostu czujesz się jak się czujesz i wiesz, że to jakoś samo przeminie i znów będziesz mogła się czuć jak ty, tylko będziesz musiała trochę poczekać.

- Właściwie ludzie czasami czują się w ten sposób. Czasami czujesz się jak w jakiejś jaskini, z której nie masz ochoty wychodzić. Czasami ludzie czują się jakby nie chcieli istnieć, jakby chcieli zwinąć się w kulkę i leżeć cały dzień pod kołdrą mówiąc "ja nie chce istnieć" "nie chce żyć"  co według mojego doświadczenia oznacza, że ktoś po prostu chce przestać przez chwilę doznawać jakiś uczuć. Ja nie myślę, że coś jest w tym złego, dlatego jeśli ktoś nie wie jak właściwie ludzie czują się w depresji, nie ma miejsca dla nich na świecie by oceniali osoby, którym to uczucie towarzyszy codziennie.

Odwróciłam się w jej stronę podczas gdy ona notowała coś w notatniku. Jak zwykle była spokojna, a to udzielało się też i mi. Usiadłam na kanapie patrząc się na swoje białe skarpetki, które w tym momencie były moją ucieczką od jej spojrzenia. Pomimo, że jest już w podeszłym wieku nadal ma na głowie bujne, choć krótkie, malowane na czerwono włosy. Jej okulary zawsze spoczywają na czubku nosa, a szyję zdobią codziennie różnego rodzaju kamienie. Z charakteru czasem przypomina mi moją babcię i pewnie dlatego zyskała tak szybko moje zaufanie.

- Gram jakby wszystko było okey. - nabrałam głośno powietrza, ale wiedziałam, że muszę się jej ze wszystkiego wygadać. - Śmieje się z żartów, robię głupie rzeczy z moimi przyjaciółmi i udaję, że mam beztroskie życie.

- Czy przez to czujesz się lepiej?

- Nie. - spojrzałam na nią bo wiedziałam, że nie będzie mnie oceniać. Ona zawsze słucha i radzi, nigdy nie ocenia. - To jest całkiem zabawne. Bo kiedy wracam do pokoju, a dziewczyny już śpią czuję się kompletnie złamana wewnętrznie, dosłownie jakbym była pusta. Nie mogę ci dosłownie wyjaśnić w słowach jak się wtedy czuję, ale to jest jakby były dwie różne mnie? Rozumiesz? Jedna jest dla ludzi, z którymi przebywam, a ta druga tylko dla mnie. Gdyby oni tylko wiedzieli...

- Abigail, nie zrozum mnie źle słoneczko, ale sądzę że wracasz do startu kiedy byłaś już praktycznie na mecie. Rozumiem, że cię zranił, ale może właśnie Mason znając całą prawdę będzie w stanie tak objąć cię swoim uczuciem, że wreszcie poskleja całe twoje złamane serduszko...

- Uważasz, że to już pora?

Uśmiechnęła się lekko, a później wstała i usiadła obok mnie głaskając moje plecy.

- Sądzę, że powinien wiedzieć od początku.

Westchnęłam bo wiedziałam, że ma kompletną rację. Najgorsze w tym wszystkim było to, że jedyne czego się obawiałam to strata i współczucie. Bałam się, że kiedy o wszystkim się dowie zostawi mnie z tym wszystkim samą, a ja potrzebuje kogoś, kto się mną zaopiekuje. Może i staram się grać silną i niezależną kobietę, ale tak naprawdę jestem krucha i bardzo słaba. Założyłam kurtkę i pożegnałam się z Beatrice. Proponowała, że mnie odwiezie, ale powiedziałam jej, że Mason ma po mnie przyjechać i obiecałam mu, że zadzwonię. Po tym jak powiadomiłam mojego chłopaka, że skończyłam rozmowę z Shawnem i może po mnie przyjechać, ruszyłam w drogę powrotną do studia. Nie boję się chodzić sama, ale znów miałam to dziwne wrażenie, że ktoś ciągle za mną idzie. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam tylko jakiegoś faceta, który szedł w czapce i pisał coś w telefonie. Nie przejęłabym się tym zbytnio gdyby nie fakt, że kiedy przyspieszyłam kroku on zrobił to samo. Do wytwórni miałam jeszcze jakieś pięć minut drogi, a nie mogłam zacząć biec i pokazać, że się boję. Szłam coraz szybciej i szybciej, aż w końcu kroki za mną ucichły i odetchnęłam z ulgą. Pozostał mi jeszcze kawałeczek drogi do wytwórni, a Mason pisał, że jest już w drodze, dlatego nieco zwolniłam. Seattle nocą jest pięknym miastem i nie żałuję tej przeprowadzki, nawet się z niej cieszę. Zatrzymałam się i patrzyłam na niebo, które dzisiejszego wieczoru nie było takie jak zwykle. Ciemne chmury zasłaniały wszystkie gwiazdy, jednak księżyc, z marnym skutkiem próbował się przez nie przebić.

- Czemu chodzisz sama po nocy?

Pisnęłam odwracając się bo przestraszyłam się jego obecnością w tym miejscu.

- Czy ty mnie do cholery śledzisz?

- Raczej kurwa pilnuję.

- Pf. Słucham?

- Twój chłopak jest idiotą pozwalając ci chodzić samej nocą po Seattle.

- A ty kim do kurwy jesteś, żeby tak o nim mówić huh? On przynajmniej nie zostawia mnie z dnia na dzień bez słowa wyjaśnienia.

Spuścił głowę, a ja zaczęłam dalej iść bo czekało mnie jeszcze jakieś pięćset metrów drogi. Mogłam słyszeć, że za mną idzie, dlatego odwróciłam się do niego.

- Po co za mną chodzisz człowieku!

- Już powiedziałem.

- Mam ci za to być wdzięczna czy jak?

- Nie musisz.

- Oh wielkie dzięki, myślałam, że będę musiała zrobić ci loda za bycie moim osobistym ochroniarzem.

Myślę, że odgrywanie przy nim zimnej suki idzie mi całkiem nieźle. Widziałam już światła wytwórni, dlatego przyspieszyłam kroku by znaleźć się tam trochę szybciej. Niall ciągle za mną szedł, a ja nadal nie miałam pojęcia skąd on się tutaj wziął i dlaczego mnie śledzi. Jeszcze kilka miesięcy temu skakałabym z radości, że jest tak blisko. Teraz czuję jeszcze większy ból i chce go zranić tak samo mocno, jak on zranił mnie.

- Możesz mi powiedzieć do cholery co się z tobą dzieje?

Odwróciłam się do niego i uniosłam brwi, jednocześnie zakładając swoje ręce na piersi.

- Po jaką cholerę robisz z siebie taką sukę?

- Już taka jestem.

- Nie pierdol głupot Abi!

- Zmieniłam się Niall... Już nie jestem słodką księżniczką, już nie jestem w tobie szaleńczo zakochana jak kiedyś, już się poddałam wiesz? Już dawno się poddałam.

- Przecież...

- Mówiłam, jeśli ty ze mnie zrezygnujesz i we we mnie zwątpisz, ja zrobię to samo... Dlatego taaa dammm stworzyłeś niezłą szmatę.

- Licz się ze słowami kurwa! Nie mów tak o sobie!

Fuknęłam i zagryzłam wewnętrzną część mojego policzka, a kiedy odwróciłam głowę zobaczyłam nadjeżdżającego Masona.

- Nie byłeś dla mnie jakąś gwiazdą, byłeś moim całym pieprzonym niebem! Tak bardzo wtedy chciałam cię nienawidzić to mniej by bolało! Łatwo było zrozumieć, że mnie nie kochałeś, najgorzej było się z tym pogodzić.

- Ty nic nie rozumiesz.

- I nie chce zrozumieć. Mam Masona nie psuj mi tego!

Pokiwał głową i chciał odejść, ale wtedy mój chłopak stanął obok mnie i wsiadłam do samochodu. Myślałam, że będę mogła chociaż wrócić do pokoju bez jego towarzystwa, ale jednak bardzo się myliłam.

- Niall? Stary co tutaj robisz?

- Był na siłowni, przechodził i się spotkaliśmy. - odpowiedziałam szybko Masonowi, jednak ten chyba nie oczekiwał odpowiedzi ode mnie.

- Jesteś samochodem?

- Nie.

- Wsiadaj pojedziesz z nami.

KURWA KURWA KURWA!

Brakuje jeszcze tego, żeby ich dwójka się zaczęła lubić, a co gorsze przyjaźnić. Wtedy moje życie będzie skończone.

niedziela, 28 lutego 2016

2. Kochałam cię bardziej niż na to zasługujesz...

Niall's POV:

- Niall?!

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. To była ona, moja Abi. Cała i zdrowa. Może i nie całkiem zdrowa, bo chwilę po tym jak wypowiedziała moje imię jej ciało bezwładnie opadło na ziemię. Myślałem, że moje serce już mocniej bić nie może, ale kiedy pomyślałem, że stało jej się coś poważnego, serce niemal nie wyskoczyło mi gardłem.

- Cholera! - krzyknęła Kate i od razu do niej podeszła, a ja zaraz za nią. Przykucnąłem obok niej, a później wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku, które mi wskazała. Była taka leciutka jak zapamiętałem, a jej ciało nadal tak cudownie pachnie.

- Zadzwonię na pogotowie.

Już wyciągnąłem telefon i miałem wybrać numer, kiedy blondynka pojawiła się przy moim boku i mi przeszkodziła.

- Nie trzeba Niall, wiem już co się stało. - pokazała mi niewielkie białe pudełeczko z tabletkami, a wtedy zacząłem się martwić jeszcze bardziej. Co jeśli się otruła? Ściągnąłem więc brwi i ze strachem w oczach spojrzałem na Kate.

- To są jej leki uspakajające, znów je wzięła... Po nich jest strasznie słaba.

- Okey.

Czemu do jasnej cholery bierze takie tabletki?

Co się z nią dzieje?

- Nie zrozum mnie źle, ale w tej sytuacji chyba...

- Tak, tak ja rozumiem. Będę się już zbierał.

Ostatni raz spojrzałem na jej drobne ciało i opuściłem ich pokój, nie mogąc nadal uwierzyć we wszystko co się stało.



Abi's POV:



Obudziłam się z potwornym bólem głowy, ale pewnie też przez to, że miałam jakby za mało miejsca na łóżku. Z dwóch stron czułam jakieś ciała obce i przerażał mnie fakt, że niczego nie pamiętam z zeszłej nocy. Ze strachem otworzyłam oczy, ale kiedy zobaczyłam długie blond włosy na mojej jasnej poduszce odetchnęłam z ulgą. Po mojej lewej stronie leżała Lilly, a po prawej Kate. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć dlaczego wszystkie śpimy na jednym łóżku, ale sądzę że musiałyśmy nieźle wczoraj popić. Pewnie dlatego śniły mi się takie głupoty, że Niall wczoraj tutaj był. Wstałam i poszłam do łazienki, żeby przemyć twarz zimną wodą w celu jakiegokolwiek efektu wybudzenia z tego okropnego stanu. Związałam włosy i szybko przemyłam twarz, ale kiedy podwinęłam rękawy bluzy żeby ich nie umoczyć zobaczyłam świeże rany.

Jak to kurwa?

Co ja wczoraj robiłam?

Ściągnęłam rękawy z powrotem, a później weszłam do naszego pokoju. Kate siedziała już na łóżku, a Lilly nadal smacznie spała. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej szary sweter, a później szybko go na siebie nałożyłam. W pokoju nie było jakoś ciepło, dlatego założyłam jeszcze legginsy i usiadłam przy biurku żeby się umalować.

- Abi?

- Hm?

Wyciągnęłam w międzyczasie moją kosmetyczkę i ustawiłam przed sobą lusterko. Wyciągałam po kolei potrzebne mi kosmetyki, a wtedy Kate stanęła obok mnie i oparła się o moje biurko.

- Co to było?

- Co masz na myśli?

- Zemdlałaś wczoraj kiedy zobaczyłaś tego całego Nialla, a później w nocy kilka razy jeszcze krzyczałaś jego imię i płakałaś przez sen.

To mi się nie śniło!

Niall tutaj jest!

- Słucham?

- Raczej to ja słucham. Nie spławisz mnie jakimiś głupimi historyjkami jak zawsze. Doskonale wiem, że coś się stało w twoim życiu i nie pierwszy raz słyszę to imię kiedy śpisz...

- Kate...

- Nie Abi. Myślałam, że umrę wczoraj widząc cię w takim stanie. Niall pomógł mi cię położyć na łóżku, a później poszedł szybciej niż tu przyszedł. Znacie się racja?

-Tak, jakby...

- Jakieś inne szczegóły?

- Jest z Mullingar.

- O cholera! Nie wiedziałam. Znaczy no bo skąd mogłam wiedzieć, ale...

- W porządku.

- Wspomnienia wróciły huh? Jakby rodzice i...

Właśnie pomogłaś mi uniknąć odpowiedzi na to cholernie trudne pytanie.

Dziękuję Kate.

- Tak. Wszystko znów we mnie uderzyło i tak strasznie źle się poczułam widząc ich w tym klubie...

- Czy to znaczy, że znasz całą resztę?

- Taa. Chodziliśmy do jednego liceum.

- Szczęściara!

Na całe szczęście nie wróciła już do tego tematu, a nawet wyjaśniła Lilly co się stało. Dzisiejszy dzień był o wiele lepszy od poprzedniego, ale tylko pod względem pogody. Wewnętrznie czułam się zrujnowana, ale życie nauczyło mnie jak oszukać wszystkich dookoła siebie. Założyłam szare dresy i bordową bluzę, a na nogi szybko włożyłam czarne trampki, zarzucając torbę na ramię wyszłam za akademika. Za dziesięć minut miały zacząć się moje zajęcia, a o trzynastej miałyśmy rozegrać sparingowy mecz, na który tak bardzo się denerwowałam. Nie wiedziałam czy dam radę zagrać, ale od kapitana wiele się wymaga. Nie mogłam zawieźć nikogo, ale i samej siebie pokazując, że ktoś znów mnie niszczy. Kiedy weszłam do sali prawie wszystkie miejsca były zajęte co bardzo mnie zdziwiło. Kiedy zauważyłam wolne miejsce w drugim rzędzie z niechęcią tam powędrowałam bo ten wykład nie należy do najciekawszych, a będąc tak blisko profesora Walta nie będę mogła przeglądać w tym czasie telefonu. Zajęłam swoje miejsce, a później wyciągnęłam z torby notatnik i pióro, ale wtedy ktoś szarpnął mnie za ramię:

- Dzisiaj nie notujemy, będzie nam pokazywał jakieś slajdy.

Pokiwałam wdzięcznie głową do nieznajomej dziewczyny, ale ona chyba nie wiedziała, że nie mam zamiaru zajmować się notowaniem tych wszystkich głupot. Nie zważając na jej słowa odwróciłam się do tyłu bo właśnie na tylnej ścianie sali wykładowej znajdowało się miejsce, na którym Walt miał wyświetlać swoją prezentację. Zaczęłam szkicować kolejną sukienkę, zresztą prawie cały mój notatnik zawierał projekty różnych kreacji. Nie interesowało mnie co działo się w XIX wieku w czasach panowania Abrahama Lincolna, fanką historii niestety nie jestem. Nie mam pojęcia ile dokładnie czasu minęło, ale zdążyłam dopracować trzy moje szkice, a Walt nadal zagłębiał się w dzisiejszym temacie. Pewnie dalej zajmowałabym się rysowaniem, gdybym nie usłyszała dziwnie znajomego śmiechu. Gwałtownie podniosłam głowę znad notatnika i rozejrzałam się po sali, jednak ze względu na dużą liczbę studentów dzisiejszego dnia nie znalazłam tej osoby, o której od razu pomyślałam. Wszystko byłoby w porządku, gdyby sytuacja znów się nie powtórzyła. Tym razem jednak dokładniej prześledziłam wszystkie twarze i prawie na samym początku dojrzałam dziwnie znajomą brązową czuprynę.

Louis.

Cholera jasna czemu on tutaj jest?

Stałam się lekko niespokojna bo poprzedniego wieczoru, kiedy usłyszałam dobrze mi znaną piosenkę chwilę po tym spotkałam Nialla. Moje serce przyspieszyło, a oczy same szukały sterczących blond włosów. Nie znalazłam nikogo innego poza Lou, dlatego powróciłam do moich rysunków. Mój wzrok jednak mimo woli wędrował na twarz chłopaka, którego nie widziałam od czasów liceum. Nadal rozbawia każdego wokół, nadal ma ten sam zaraźliwy uśmiech na twarzy. Nadal dziwił mnie fakt, że on tutaj jest, ale zdecydowałam, że podejdę do niego po zajęciach. w myślach układałam sobie co mu powiem, ale niestety dzwonek informujący nas o końcu zajęć zepsuł całe moje plany. Wrzuciłam moje rzeczy do torby i jak najwolniej się dało wychodziłam z sali. Szedł sam i pewnie kierował się w stronę swojej szafki, a ja szłam za nim jak jakiś psychopatyczny zabójca. Kiedy zatrzymał się miałam już ochotę do niego podejść, ale strach mnie sparaliżował i się odwróciłam. Zrobiłam już kilka kroków w przeciwnym kierunku, ale w końcu zebrałam się w sobie i krzyknęłam:

- Hej!

Chłopak odwrócił się i spojrzał w moim kierunku. Jego oczy zdawały się być wielkości piłeczki golfowej, ale kiedy pierwszy szok minął zaczął iść w moją stronę. Ja również powoli zaczęłam się do niego zbliżać, a kiedy byliśmy już na wyciągnięcie ręki od siebie chłopak mocno mnie objął.

- Abi do kurwy nędzy co ty tutaj robisz?

- O to samo mogę zapytać ciebie.

Oderwaliśmy się od siebie, ale Lou nadal trzymał mnie za rękę.

- Wczoraj mieliśmy koncert i dzięki niemu dostałem stypendium, żeby się tutaj uczyć.

- Jakby chciałeś studiować w Seattle?

- Trzy lata temu się nie dostałem bo brakowało mi punktów, a teraz stypendium otwarło mi drzwi do tej uczelni na nowo. Z tego co wiem Liam i Zayn też chcą się przenieść.

- Czy ty jesteś poważny?

Pokiwał głową, a ja dziękowałam Bogu, że nie wspomniał nic o Niallu. Skoro ich trójka tylko będzie na tej samej uczelni, to oznacza że Niall i Harry studiują gdzieś indziej i przyjechali tylko po to, żeby chłopcy dostali stypendium.

- Harry chce wrócić do Manchesteru zaraz po dzisiejszym koncercie, a Niall prawdopodobnie wróci do Kanady. Zresztą całkiem niedawno odnowiliśmy kontakt...

Niall był w Kanadzie.

- Reaktywacja zespołu?

- Tylko na cele mojego stypendium. Gdyby nie to, że spotkaliśmy się w Mullingar miesiąc temu, pewnie do tej pory nie wiedziałbym się co się z nim dzieje. Chciałem ci napisać bo, no wiesz... - zawiesił swój głoś, a później podrapał się w tył głowy. - Dzwoniłem, nawet kilka razy, ale ciągle słyszałem, że nie ma takiego numeru.

- Zamoczyłam telefon i straciłam wszystkie kontakty.

- Rozumiem. Wiem, że pewnie nie chcesz go widzieć, ale dzisiaj gramy drugi koncert w Piwnicy o 15 może wpadniesz?

- Z chęcią, ale niestety mam dzisiaj mecz o 13 i sam rozumiesz.

- Grasz w coś?

- Piłka nożna.

- Cholera! Nie wierzę!

- Jestem kapitanem.

- Moja krew.

Przybił mi piątkę, a ja czułam się jak wtedy. Poczułam się jakbym znów miała osiemnaście lat, jakbym nadal chodziła do liceum, jakby nic się od tamtego czasu nie zmieniło. Musiałam iść na trening, dlatego pożegnałam się z nim i wymieniłam numerami. Ciągle zadawałam sobie pytanie dlaczego Niall wyjechał do Kanady? Dlaczego ja nie mogłam o tym wiedzieć ? Znów jakieś chore wizje zaprzątały moja głowę, akurat w dzień kiedy mamy mecz z University of Washington. Weszłam do szatni, która nadal była pusta, dlatego rzuciłam torbę tuż obok mojej szafki i zaczęłam się przebierać. Miałam jeszcze około pół godziny do rozpoczęcia treningu, ale doskonale wiedziałam że niedługo pojawi się tutaj Kate. Wyciągnęłam więc swój telefon i zaczęłam przeglądać stare zdjęcia. Kiedy natrafiłam na nasze wspólne zdjęcie, mam na myśli moje i Nialla jeszcze bardziej posmutniałam. Nic nie jest dla mnie jasne. Jedyne czego aktualnie pragnę to dowiedzieć się dlaczego wtedy mnie zostawił? Co było dla niego tak ważne, co było ważniejsze ode mnie? Założyłam korki i ochraniacze, a a następnie dosłownie położyłam się na ławce. Czułam ból w okolicy szyi, ale to pewnie dlatego, że tej nocy spałam w niewygodnej pozycji. Przypomniałam sobie, że mój nadgarstek jest cały pocięty, dlatego raptownie wstałam i zaczęłam szukać w szafce jakiejś frotki. Każda z nich była brudna, ale nie miałam wyjścia. nałożyłam jedną z nich na nadgarstek, a dosłownie sekundę po tym do szatni weszła Kate.

- Ty jak zwykle pierwsza. Wcześniej skończyłaś zajęcia?

- Nie, przyszłam zaraz po wykładzie.

- Nadal nie wiem jak to robisz,ja wszędzie jestem spóźniona.

- Typowa Kate.

Pokazałam jej język, a kiedy się przebrała razem wyszłyśmy na boisko. Zanim reszta dziewczyn zdążyła się przebrać i do nas dołączyć, my już przebiegłyśmy ponad dwa okrążenia wokół boiska. Było dość chłodno, dlatego ta dodatkowa rozgrzewka była nawet wskazana. Zebrałyśmy się wszystkie przy naszych ławkach, a trener Morgan zaczął uważnie przyglądać się każdej z nas. Przez chwilę się nawet bałam, ale doskonale wiemy, że to świr i jedyne o czym teraz myśli to jakie majtki założyłyśmy.

- Nie muszę chyba przypominać z kim gramy. Trzy razy pod rząd nieźle skopały nasze małe, chude dupsk! Mam nadzieję, że dzisiaj chociaż postaracie się o jednobramkową różnicę w przegranej!

Fuknęłam na jego słowa,a on od razu rzucił mi mrożące krew w żyłach spojrzenie. Pokręciłam tylko głową i zajęłam się mocniejszym wiązaniem moich korków.

- Porządna rozgrzewka to podstawa, dlatego księżniczki na boisko i po dziesięć okrążeń!

Większość dziewczyn marudziła, ale ja nie miałam zamiaru. Pewnie dlatego zostałam kapitanem, zawsze na wszystko się zgadzałam i robiłam dwa razy więcej niż inni. Nie było nawet ciężko zdobyć te funkcje bo niektóre z nas to prawdziwe życiowe ofermy. Po trzecim kółku czułam, że poziom mojego cukru spada, dlatego szybko wyciągnęłam z kieszeni krówkę. Każdy wie jak poważny jest stan mojego zdrowia, ale spadki cukru lub problemy z jego normowaniem są już przeszłością. Z cukrzycą da się żyć, ale trzeba się do tego dobrze przystosować. Kończyłam już siódme okrążenie, dlatego nieznacznie zwolniłam i zaczęłam przyglądać się reszcie.

- Podnoś wyżej te nogi Redson bo zaraz się o nie potkniesz! - podrapał się po głowie, a później zaczął bawić się gwizdkiem. - W sumie może lepiej żeby nie podnosiła? I tak jest do dupy, a tak to myśli, że zagra. Cholera trzeba było iść na fizjoterapeutę a nie uganiać się z takimi łamagami.

Czuję, że znów wypił coś przed pracą, ale to jego życie i nich robi z nim co chce. Kiedy skończyłam biegać usiadłam na trawie i zaczęłam się rozciągać. Dziewczyny z WU pojawiły się na boisku pół godziny przed meczem, a ludzie zaczęli wypełniać trybuny. Nie pierwszy raz wyjdę na boisko jako kapitan, a i tak za każdym razem stresuję się tak samo. Czuję moje szybko bijące serce w gardle, a mój oddech jest maksymalnie przyspieszony. Praktycznie cała prawa trybuna była wypełniona przez kibiców Washington University i oczy aż bolały od tego mocnego fioletowego koloru. Reszta stadionu to nasz uniwersytecki bordowy kolor i ten widok zapiera dech w piersiach bo nigdy nie spodziewałam się, że będę dopingowana przez taką masę ludzi.

- Dobra dziewczyny dzisiaj skopiemy im te tłuste dupska!

- Trener mówi poważnie? - Redson spojrzała na niego jak na idiotę i założyła ręce na piersiach.

- Dziewczyno czy ty zapoznałaś się ze znaczeniem słowa sarkazm na tej uczelni? Czy to pojęcie jest ci obce?

- Wiara w drużynę to podstawa, dziękujemy trenerze! - krzyknęłam będąc już konkretnie wkurzona na tego idiotę, a dziewczyny wszystkie na raz na mnie spojrzały. Jako kapitan zazwyczaj miałam swoje pięć minut na jakąś pokrzepiającą pogadankę, ale dzisiaj dosłownie nie wiedziałam co im powiedzieć, żeby jakoś zachęcić je do grania.

- Dobra dziewczyny mam świadomość, że różnica w tabeli między nami a nimi to trzy pozycje, ale czy to teraz tak bardzo ważne? Zagrajmy najlepiej jak możemy i pokażmy, że nie damy im się tak łatwo!

- Mam wrażenie jakbyś mówiła o jakiejś grupie dziwek.

Wywróciłam oczami na słowa trenera, a później zdjęłam bluzę żeby przyzwyczaić ciało do panującej temperatury. Rozejrzałam się po bocznej trybunie szukając wzrokiem Masona i Lilly, ale jak się okazało nasza przyjaciółka nie przyszła na mecz. Dzisiejszego dnia kibicował będzie mi mój chłopak i jego najlepszy przyjaciel. Upiłam łyk wody mineralnej, którą akurat trzymałam w dłoniach i prawie się zachłysnęłam kiedy kilka rzędów wyżej zobaczyłam machającego mi Louisa, a obok niego Nialla i Liama.

- Abi jest okey? - zapytała z troską w głosie Kate, kiedy ja wyplułam wodę na trawę. Ostatni raz rzuciłam wzrokiem na ich trójkę, a później wyszłam z dziewczynami na boisko bo sędzia ogłosił, że za chwilę rozpocznie się pierwsza połowa spotkania. Byłam jeszcze bardziej przejęta niż zwykle wiedząc, że on tutaj jest i będzie obserwował każdy mój ruch. Kiedy usłyszałam gwizdek stałam na środku boiska, jakby ktoś przykleił moje nogi do boiska. Po chwili jednak zaczęłam biec za piłką tyle,  że nie byłam w stanie skupić się na grze. Po upływie chyba pięciu minut nasz trener wziął czas dla naszej drużyny i wszystkie podbiegłyśmy pod ławkę.

- To jest jakiś kompletny dramat! Ja się dziwię, że przez ten czas nie zdążyły strzelić nam żadnego gola! Wilson ja wiedziałem, że reszta gra do bani, ale ty ssiesz dzisiaj za całą drużynę!

Spojrzałam na Kate, a ona na mnie wymuszając na mnie uśmiech. Kiedy usłyszałam jak Mason woła moje imię, odwróciłam się i podbiegłam szybko do trybun.

- Hej kochanie co się dzieje? Nadal źle się czujesz?

- Nie, ja... Nie wiem.

- Jeśli nie jesteś w stanie po prostu zejdź z boiska...

- Zagram.

- Jesteś dzielna, pokaż im co potrafisz! - pocałował czubek mojej głowy i poczułam się przez to lepiej. Może nie lepiej, ale stałam się bardziej pewna siebie. Chciałam żeby Niall to widział, żeby zobaczył, że dałam sobie bez niego radę. Wróciliśmy na boisko i po gwizdku od razu przejęłam piłkę i zaczęłam z nią biec do bramki naszych przeciwniczek. Kate i Olivia stały na dobrych pozycjach i nie były przez nikogo kryte, dlatego najpierw podałam piłkę Olivii.Ona przebiegła kawałek i znów podała mi piłkę, ale kiedy byłam już wystarczająco blisko ich bramki kopnęłam mocno piłkę tak, że wylądowała niemal przy samej Kate. Patrzyłam jak moja przyjaciółka biegnie na spotkanie sam na sam z ich bramkarką i odnosi sukces w tym pojedynku. Po jej kopnięciu piłka powędrowała centralnie pod nogami broniącej dziewczyny i tym samym zdobyłyśmy pierwszą bramkę w dzisiejszym meczu. Całe trybuny zaczęły wiwatować, a uniwersytecka orkiestra zaczęła przygrywać wesołe melodie. Podbiegłam do Kate i rzuciłam jej się w ramiona.

- Tak jest kurwa! Mamy to!

- Świetne podanie Abi!

Pomimo tak dobrego początku, mecz zakończył się wynikiem 3:2 dla dziewczyn z WU. Nie miałyśmy sobie za złe tej przegranej bo to pierwsza rozgrywka w tegorocznej lidze, a w dodatku miały silniejszy skład. Każda z nas założyła bluzę i szłyśmy w kierunku szatni, ale wtedy przypomniało mi się, że nie zabrałam moich ochraniaczy. wróciłam zatem po nie na boisko i kiedy tylko je znalazłam, chciałam jak najszybciej iść się przebrać, a później wrócić spać. Zaczynało się ściemniać, a chciałam iść jeszcze do sklepu dlatego napisałam do Masona czy pójdzie razem ze mną bo się boję.

- Hej. - usłyszałam za sobą cholernie dobrze znany mi głos przez co zatrzymałam się w połowie drogi i powoli odwróciłam. Niall stał na ścieżce jakieś pięć metrów ode mnie i wlepiał we mnie swój wzrok.

- Hej? Tylko tyle masz mi do powiedzenia po trzech pieprzonych latach?

- Abi...

- Hej? Poważnie?

- Nie chciałem...

- Och właśnie cholernie chciałeś... Kiedy się czegoś nie chce lub nie ma się na coś ochoty najzwyczajniej w świecie się tego nie robi. A ty od tak mnie zostawiłeś w tym cholernym Londynie... A nie przepraszam! Zostawiłeś mnie na lotnisku po tym jak kilka godzin wcześniej mnie przeleciałeś dla zabawy! Stokrotne dzięki!

-  To nie tak.

- Nie tak? Więc jak? Nie pierdol mi proszę, że zrobiłeś to dla mojego dobra...

Pokręciłam głową i ruszyłam w stronę szatni, nie zatrzymywał mnie. Nawet gdyby próbował nie udałoby mu się. Tak bardzo chciałam go przytulić bo kiedyś oddałabym za to wszystko, ale dopiero teraz kiedy jest tak blisko czuję jak mocno mnie zranił. Widząc go tam nie czułam nic pozytywnego jak radość czy szczęście. Czułam wewnętrzny ból, rozpadanie się ciała na miliony kawałków i jedyne co chciałam zrobić to  sprawić żeby cierpiał tak samo jak ja. Wracałam do szatni, a po moich policzkach spływały łzy, które nie były spowodowane przecież niczym konkretnym. Nie zrobił mi krzywdy, nie uderzył mnie w końcu racja? Tak, ale zrobił coś o wiele gorszego... złamał mi serce, a to boli bardziej niż jakikolwiek ból fizyczny.



*Dwa dni później*



Wrzuciłam do torebki notatnik i kilka ołówków, a później wybiegłam z pokoju bo i tak już byłam spóźniona do pracy.  Całe szczęście, że mogłam pożyczyć od Kate samochód bo gdybym miała tłuc się tramwajami lub metrem pewnie byłabym spóźniona o wiele więcej. Po pół godziny byłam już pod biurowcem Sun Recording Studio  i jak najszybciej mogłam wbiegłam na drugie piętro.

- Przepraszam za spóźnienie, korki są okropne!

- Powinnaś się przyzwyczaić, że piątki tutaj zazwyczaj takie są.

- Powinnam wiem, wiem.

- Mam dla ciebie filmiki na Youtubie. Chłopak, niejaki Shawn Mendes, kanadyjski wokalista,ale...Własnie jest jedno ale, ktoś musi przesłuchać filmiki z jego kanału i potwierdzić mi, że chłopak się nadaje...

- Chcesz mu zapewnić nagranie płyty Andrew?

- Szczerze? Tak. Ma ponad trzy miliony subskrybcji na YT także po tym można już wnioskować, że talent jako taki posiada. Ufam ci i twojej intuicji, także słuchaj, myśl i pomóż mi w  podjęciu decyzji czy zacząć współpracę z tym młodzieńcem czy może nie okey?

- Postaram się zrobić co w mojej mocy.

Andrew Gertler to łowca talentów Ameryki Północnej i mam zaszczyt od dwóch lat pracować w jego wytwórni. Początki nie były łatwe bo byłam tutaj kimś w roli zanieś, przynieś, pozamiataj. Kiedy jednak Ed odwiedził nas kiedyś w wytwórni i zagrał im mój kawałek wszystko się odmieniło, dostałam swój malutki gabinecik do pracy, a nawet mówimy sobie z Andrew po imieniu. Niektórzy stwierdzą, że nie ma z czego się cieszyć w końcu wiele osób go zna, ale ja uważam to za wkroczenie w wyższe sfery muzyczne. Oglądałam filmiki Shawna do godziny 13 i muszę stwierdzić, że chłopak nie tylko jest przystojny i miło się na niego patrzy, ale także jego głos jest niesamowity. Uśmiechałam się do ekranu słuchając jego kolejnych coverów, ale ten chłopak ma w sobie to coś i myślę, że Andrew pomoże mu osiągnąć większy sukces. Około godziny 13:30 wyszłam ze studia bo moje zajęcia miały się zacząć o 14 i bałam się, że na nie też się spóźnię. Odstawiłam samochód Kate na parking, a później weszłam do pokoju żeby się przebrać w coś bardziej wygodnego. Dziewczyny nadal pewnie są na swoich zajęciach bo pokój zastałam w kompletnym nieporządku, a to świadczy tylko o jednym...Zaspały tak samo jak ja. Stwierdziłam, że zostanę w białych spodniach, w których byłam w pracy, natomiast zmienię niebieską koszulę i żakiet, na cieplutką jasnoróżową bluzę. Spakowałam książki i wyszłam z pokoju zamykając drzwi na klucz. Kiedy schodziłam z kolejnych pięter akademika miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Ciągle czułam wzrok na swoich plecach i kiedy byłam na pierwszym piętrze zatrzymałam się tuż przed schodami i obróciłam.

- Niall? Po jaką cholerę za mną idziesz?

- Bo boli mnie kiedy nie dajesz mi nic wyjaśnić.

- Ciebie boli? Ciebie? Zraniłeś mnie bardziej niż na to zasługiwałam, a to tylko dlatego, że kochałam cię bardziej niż na to zasługujesz.

- Abi nie miałem wyjścia.

- Ha!

Grałam jakby w ogóle nie obchodziły mnie jego słowa, ale tak bardzo chciałam wiedzieć czemu wtedy wyjechał. Starałam się nie okazywać tego jak wielką sprawą dla mnie jest sam fakt, że stoi tuż przede mną kiedy tak naprawdę łamało mi się serce. Bo nic nie boli bardziej niż uczucie, że on był dla ciebie wszystkim, podczas gdy ty byłaś dla niego nikim.

- Jesteś szczęśliwa?

To przeklęte pytanie!

- Czasami nie ma znaczenia jak długo albo jak mocno kogoś się kocha bo często ta osoba nie czuje tego samego, więc po prostu  musisz z tym żyć i starać się być szczęśliwym racja?

- To były najgorsze trzy lata w moim życiu.

- Najgorsze 1131 dni. Myślę, że spędziłam je na zmienianiu siebie, żeby kiedy znowu cię spotkam być wreszcie wystarczająco dobrą. Wiesz? Zaczęłam po jakimś czasie myśleć, że próbuje stać się kimś kim nie jestem. Kocha się kogoś takim jaki jest, więc w sumie to nie była miłość?

- To jest do bani huh? Czuć, że jesteś nie wystarczająco dobry dla kogoś.

- Mówisz jakbyś coś o tym wiedział.

Wywróciłam oczami na jego słowa i chciałam iść na zajęcia, na które już jestem spóźniona. Spojrzałam prosto w jego oczy i jakiś czas staliśmy tak patrząc się nawzajem na siebie. Jego oczy nadal są tak samo piękne, jakby ktoś wlał do nich najczystszą oceaniczną wodę. Znowu widzę w głownie przebłyski naszych wspólnych wspomnień, a moje serce znów się zapada.

Obiecuję sobie, że będę się uśmiechała, będę robiła wszystko żebyś myślał, że jestem szczęśliwa. Sprawię, że będziesz patrzył jak się śmieję, ale nigdy nie zobaczysz jak płaczę. Teraz ja odejdę w wielkim stylu, nawet kiedy to będzie wewnętrznie mnie zabijało pokażę ci ile straciłeś.

-  Jesteś moją największą "co by było jeśli"?

- Nie ma sensu rozpatrywać. To co zrobiłeś dało ci szczęście? Super cieszę się razem z tobą!

- Żałujesz?

- Nas? - zapytałam a on pokiwał głową. - Nie. Nie żałuje niczego, pomimo bólu jaki doznałam często wracam wstecz i są jednak momenty przez, które się uśmiecham. Chyba ból stworzył teraźniejszą Abi...

- A czy ty czujesz...

- Czy czuję coś do ciebie?

Boże błagam niech mój głos nie zacznie się trząść!

Żebym nie zaczęła płakać!

Okłam go jak on okłamał ciebie!

-Zakochałam się w tobie. Nie wiem jak ani czemu, ale zrobiłam to. Jednak czas to cholerny zabójca, a twoje kłamstwo mu w tym pomogło...

- Masz teraz innego.

- Tak. Zresztą jestem pewna, że przez te trzy lata nie żyłeś w celibacie.

Popatrzył na podłogę jakby się nad czymś zastanawiał, ale nie uwierzę jeśli mi powie, że nikogo przez ten czas nie miał. Zaczął niebezpiecznie się do mnie zbliżać, a później objął moją twarz w dłoniach i złączył nasze usta w pocałunku. Jego usta są takie jak zapamiętałam, cudownie miękkie i idealnie pasują do moich. Moje serce biło jak szalone, jakbym właśnie skończyła grać godzinny mecz. Żołądek na przemian skurczał się i rozkurczał, a motyle rozrywały mój brzuch. Sama nie wiem kiedy zaczęłam odwzajemniać jego pocałunek, ale kiedy mój mózg wreszcie prawidłowo zaczął pracować odsunęłam się od niego i pokręciłam głową.

- Nie czujesz już nic?

Połknęłam ślinę bo czułam suchość w gardle, a później odruchowo dłonią wytarłam usta. Zarzuciłam torbę na ramię bo wisiała aktualnie na moim ramieniu, a następnie powoli zaczęłam iść w jego stronę. Różnica wzrostu nadal mi przeszkadzała, ale to nie przeszkodziło mi by wyszeptać mu odpowiedź na ucho.

- Kompletnie nic.

Okłamując jego chciałam też oszukać samą siebie, jednak tylko moje serce wiedziało, że nadal mam do niego jakieś uczucia.



*ten sam dzień wieczorem*

- Mason zaraz zacznie padać! - mówiłam przez śmiech kiedy mój chłopak niósł mnie na plecach w stronę Spring Street Mini Park.

- To zwykłe chmury kretynko! Mówisz jakbyś mieszkała w Seattle od wczoraj.

- Jesteś okropnym chłopakiem!

- A ty najgorszą dziewczyną pod słońcem!

- Staram się baaardzo. - pocałowałam jego policzek i starałam się poklepać go po tyłku żeby szedł szybciej. Myślałam, że spełni moją prośbę, ale on zamiast tego stanął i pozwolił mi zejść. On ruszył dalej, a ja stałam w miejscu i udawałam obrażoną. Odwrócił się w końcu do mnie zauważając, że nie mam zamiaru za nim iść.

- Rusz się!

- Bolą mnie nogi!

- Kłamiesz!

Krzyczeliśmy do siebie będąc gdzieś pięć metrów od siebie. Ludzie przechodzili obok i dziwnie się na nas patrzyli, ale nie miało to teraz znaczenia.

- Poniesiesz mnie jeszcze czy mam tutaj zostać?

- Masz kościste biodra to mnie boli!

- Oh zapomniałam, że mój chłopak jest cipką!

Mogłam zobaczyć z tej odległości, że zmrużył oczy i oblizał wargi. Wiedziałam, że udało mi się go wkurzyć, dlatego wewnętrznie już się cieszyłam. Stanął przede mną i podrapał się po brodzie, a następnie pogładził dłonią mój policzek. Uśmiechnęłam się do niego zadziornie, a ten chwilę po tym zaczął mnie namiętnie całować. Po kilku sekundach zagryzł moją dolną wargę, a później się ode mnie odsunął.

- Nigdy nie nazywaj mnie cipką.

- Bo co cipko?

- Bo kolejnego dnia przez tą cipkę nie będziesz mogła chodzić.

Wyczułam seksualny podtekst,dlatego zatkałam dłonią usta i rozszerzyłam oczy. Zaśmiałam się, a on przykucnął przede mną i pozwolił mi wejść znów na swoje plecy. Chodziliśmy tak dość długo, ale w końcu skończyliśmy nasz spacer na jednej z ławeczek. Mason usiadł na samym rogu, a ja leżałam z nogami na ziemi, opierając głowę na jego kolanach. Chłopak bawił się moimi włosami i trzymał moją jedną rękę.

- Jak było w pracy?

- Oglądałam Shawna.

- Kogo?

- Andrew chce zaproponować mu współpracę.

- I jak?

- Pytasz o wygląd czy o talent? - zaśmiałam się widząc minę mojego chłopaka, który kiedy tylko to usłyszał posłał mi zabójcze spojrzenie.

- Żartowałaś wiem, wiem.

- Za każdym razem masz tą samą głupią minę idioto.

- Jestem zazdrosny nic nie poradzę.

Wstałam i dałam mu buziaka bo tylko tak mogłam odgonić jego wątpliwości. Nie wspominałam mu nic o Niallu bo wtedy pewnie wpadł by w szał, a co gorsze chciałby znać całą prawdę. Nie mam ochoty znów przez to wszystko przechodzić, dlatego utrzymam to wszystko co się stało tylko dla siebie. W końcu nie ma szans, że kiedykolwiek się poznają racja? Nie ma takiej możliwości, żeby moja przeszłość wyszła teraz na jaw. Złapałam go za rękę i zaczęliśmy wracać. Byliśmy już prawie na kampusie, kiedy mocno zagrzmiało i z małych chmurek zaczęło porządnie padać. Biegliśmy przez deszcz, ale bliżej było do akademików chłopców dlatego tam szukaliśmy schronienia. Cali przemoczeni weszliśmy na trzecie piętro gdzie znajdował się pokój Masona i Matta. Jedne drzwi były uchylone, ale to pewnie dlatego, że jakiś nowy uczeń się tam wprowadza. Dosłownie był to pokój zaraz obok tego, w którym mieszka mój chłopak. Mason szukał klucza, a ja śmiałam się z niego bo przeszukał swoje kieszenie jednak tam go nie było. W końcu włożył rękę do tylnej kieszeni i wyciągnął swoją zgubę. Mieliśmy już wchodzić do jego pokoju, kiedy usłyszeliśmy głośny trzask dochodzący z pokoju obok. Mason popatrzył na mnie marszcząc brwi, a później wszedł do tamtego pomieszczenia. Poszłam razem za nim, a wtedy moje najmniej prawdopodobne scenariusze zaczynały stawać się bardzo możliwe. Blond chłopak odwracając się w naszą stronę promiennie się uśmiechnął, a ja czułam, że jestem zgubiona. Niall wrócił i ma zamiar zostać tutaj na dłużej.

- Kurwa.

piątek, 12 lutego 2016

1."W życiu spotykasz tylko jedną osobę, z którą iskry lecą od samego początku"

"Żaden dzień się nie powtórzy
      nie ma dwóch podobnych nocy,
                     dwóch tych samych pocałunków,
                                            dwóch jednakowych spojrzeń w oczy"

Październik. Znienawidzony przez studentów miesiąc, który jest jak wrzesień dla ludzi z liceum. Cóż nie da się go wyrzucić z listy miesięcy, ale trzeba go jakoś przeżyć. Pomimo, że mamy dopiero 14 października mam już dość chodzenia za zajęcia w poniedziałki, które są lekko mówiąc okropne. Trzy godziny zajęć z rzeźby, dwie godziny wykładu historii sztuki i wieczorem dwie godziny etyki. Całe szczęście, że po zajęciach mogę spędzić trochę czasu w wytwórni i zobaczyć jak to wszystko odbywa się od środka. mam tutaj na myśli cały proces nagrywania i tworzenia piosenek. Dostałam się tutaj na staż dzięki Sheeranowi, który skontaktował się ze mną przez swoją menadżerkę kiedy dowiedział się, że jestem autorką starej piosenki, którą przed laty się zachwycał. Mój budzik zaczął dzwonić punkt siódma, ale kiedy zobaczyłam jak bardzo pada wyłączyłam go i poszłam spać dalej.  Zajęcia z rzeźby mogą się odbyć beze mnie, a zaliczenie i tak dostanę bo należę do samorządu studenckiego. Myślałam, że będę mogła jeszcze trochę pospać, ale nie było mi to dane bo prawdopodobnie Kate zaczęła skakać po moim łóżku.
- Błagam cię idź sobie.
Zarzuciłam poduszkę na głowę i starałam się jakoś zagłuszyć dźwięki, które docierały do moich uszu. Ona jednak nadal skakała po moim łóżku i wydawała z siebie dźwięki jadącej karetki, a najgorsze było to, że chwilę później dołączyła do niej Lilly. 
- Wstawaj szmato jedziemy na wagary.
- Ugh pieprzcie się! Możemy jechać jak się wyśpię. 
- Wystarczyło nie pieprzyć się z Masonem do drugiej w nocy i nie miałabyś problemu ze wstaniem teraz. 
Któraś z nich usiadła na moich plecach, a druga zaczęła przyciskać mi poduszkę go głowy tak, że czułam jakbym za sekundę miała się udusić. Zaczęłam piszczeć w poduszkę, żeby się ogarnęły i dopiero po tym zeszły z mojego łóżka. Zrzuciłam ze swojej głowy poduszkę, po czym usiadłam po turecku na łóżku i się im przyglądałam. 
- Zadowolone?
- Będę w pełni jeśli powiesz gdzie wczoraj przeleciał cię Mason? 
- W dupie kretynko.
- Oh God Lilly słyszałaś to? - Kate złapała blondynkę za ramiona, a  tamta zatkała usta dłonią w niedowierzaniu. -  Oni już praktykują analny. Zrobiliśmy z tej małej cnotki seksualnego ogiera.
- Miałam na myśli... Ugh nienawidzę was.
Zatkałam twarz, ale one dosłownie do końca dnia będą się ze mnie śmiać, ale wiem że to tylko w żartach. 
- Więc jaki jest plan wycieczki? - zapytałam starając się szybko zmienić temat.
- My, przejazd przez skałki i później obiad?
- Przez was skończę w zieleniaku sprzedając do końca życia jakieś warzywka...
- No to ja będę tam całe życie przychodziła i kupowała coś, żeby zakład nie upadł i żebyś miała pracę... 
- Dobra,  czym pojedziemy?
- Biorę auto, nie będziemy się tłukły autobusem czy pociągiem.
Pokiwałam głową i wstałam żeby się ubrać. Kate poszła do łazienki na korytarzu bo stwierdziła, że jeszcze nikogo tam pewnie nie ma, a Lilly zajęła naszą pokojową. Wyciągnęłam z szafy pierwsze lepsze rzeczy i je na siebie nałożyłam, po czym usiadłam przy biurku z zamiarem zrobienia makijażu. Czułam jakiś taki wewnętrzny niepokój, jakby coś nie dawało mi spokoju. Myślę, że chodzi o fakt, iż wczoraj nie narysowałam kolejnej gwiazdki na suficie. Mason wyciągnął mnie na miasto, a później byłam u niego w akademiku, a kiedy wróciłam byłam tak wykończona, że od razu zasnęłam. Nie  wiem czy czuję się z tym źle, czy może właśnie godzę się z myślami, że nie spotkam już nigdy więcej Nialla. Może właśnie wczorajszy dzień był tym przełomowym? Może właśnie wczoraj przestałam czekać  na Nialla? Zgaduję. Wyciągnęłam mój pamiętnik spod łóżka, a później szybko zaczęłam pisać pierwsze zdanie w obawie, że któraś z dziewczyn może wejść do pokoju. 
Myślę... myślę, że skoro wszystko jest skończone, to po prostu powraca w migawkach, wiesz?
To jak kalejdoskop wspomnień.Po prostu wszystko wraca. Wszystko tylko nie Ty...
I szaloną rzeczą jest to, że nie wiem, czy kiedykolwiek będę znów czuła się w ten sposób kiedy byłam z tobą, kiedy byłam twoja...
Powoli zaczynam zapominać, a może nawet niektóre rzeczy już zapomniałam. Widzę jak przez mgłę błękit twoich oczu, to jak się poruszałeś, jak się uśmiechałeś kiedy na mnie patrzyłeś, to jak cudownie pachniałeś kiedy byłam w twoich ramionach. Najgorsze jest to, że nie mogę zapomnieć tego co do ciebie czułam, a może nadal to czuję? Jedno jest pewne... Nie mam siły już czekać. Te pieprzone 1131 dni to zbyt wiele, zbyt wiele bólu, cierpienia, rozpaczy i wewnętrznej udręki, żeby nadal tak żyć. Czuję, że już dawno powinnam to zrobić. Powinnam zamknąć ten rozdział w moim życiu i cieszyć się młodością. Nie uważasz, że to najwyższa pora Niall?  
Usłyszałam jakieś kroki na korytarzu dlatego pośpiesznie zamknęłam pamiętnik i rzuciłam go pod łóżko, chwilę po tym do pokoju weszła Kate. Zarzuciłam na siebie szarą, szeroką bluzę, po czym wyszłyśmy z akademika. Samochód Kate nie należał do największych, ale dało się nim wszędzie dojechać, dlatego spełniał swoje zadania. Patrzyłam jak na niebie kłębią się coraz ciemniejsze chmury, ale najważniejsze, że przestało padać. Chyba zbyt długo tak gapiłam się na niebo bo kiedy się ocknęłam dostrzegłam Lilly, która stała i gapiła się na mnie ze zmarszczonym czołem.
- Abi żyjesz?
- Żyje, żyje.
- Więc wskakuj, jedziemy.
Ona była śliczna, na prawdę zazdrościłam jej wszystkiego, chudych długich nóg, delikatnej cery, tych różowych policzków, które były idealne bez żadnego makijażu, długich prostych blond włosów i tych zielonych oczu. Wiedziałam, że lubiła ze  jeździć z głośną muzyką, zawsze siadała, odsuwała szybę by mogła przez nią wystawić rękę i czuć powiew wiatru na dłoni, zakładała okulary i zwiększała głośność muzyki, chyba że nie było już takiej potrzeby.
- Puścimy coś mojego? - zapytała Lilly siedząc tuż obok Kate.
  - A proszę bardzo oddaję dzisiejszy repertuar Tobie. - wiedziałam, że skończy się to śpiewaniem, zawsze tak jest. Ale lubię to, wtedy czuje się taka wolna. I nie myliłam się, tylko w głośnikach zaczęły lecieć pierwsze dźwięki piosenki wszystkie jak na zawołanie zaczęłyśmy śpiewać dobrze znaną nam piosenkę Rihanny.

Niall's POV:
 Od rana jakoś dziwnie się czuję i nie wiem czy chodzi o dzisiejszy koncert, czy po prostu czymś się zatrułem. Gapiłem się przez szybę na chmury, które zdawały się być coraz ciemniejsze. Ledwo co przestało padać, ale z tego co można zaobserwować to raczej znów zacznie coś kropić. Jeśli czas jest najlepszym lekarstwem i leczy rany, a także pozwala zapomnieć, to czemu do cholery jasnej to nie działa w moim przypadku? Ja przez ten czas, czyli przez około jakieś trzy lata ewidentnie jakby wydoroślałem, a może powaga sytuacji wymagała ode mnie tego, żeby nieco ( a raczej radykalnie) zmienić moje zachowanie?  Wydaje mi się, że przez tą całą sytuację z Abi zacząłem się izolować. Denerwował mnie natłok ludzi w miejscach publicznych, wszędzie widziałem dziewczyny o podobnej posturze do niej, błękitne tęczówki migały mi przed oczami, a dziewczyn z długimi ciemnymi włosami zdawało się być więcej niż kiedykolwiek indziej. Wszystko to złożyło się w jedną wielka fobie, a może nawet i obsesję. Od samego początku lubiłam to jaka była dla mnie, potrafiła gadać ze mną o największych głupotach, umiała mnie rozbawić, nawet kiedy nie miałem ochoty na śmiech. Pomimo, że minęły już trzy lata, żadna nie była od niej lepsza. Cholera wysoko postawiła mi poprzeczkę, ale zgaduję, że nigdy, nikt jej nie przebije.
- Ziemia do Horana! - usłyszałem głos Lou, który prowadził vana, ale widocznie miał coś ważnego do zakomunikowania. 
- Mamy jakieś pół godziny do najbliższej knajpy, a sądzę, że Liam zaraz zejdzie nam tu z głodu. Czy każdy jest na tak? Mam na myśli "Zajrzyj do bagażnika Horan i sprawdź czy Harold nadal żyje" 
Obróciłem głowę do tyłu i dostrzegłem bruneta leżącego w bagażniku, był zwinięty w kulkę, ale nie wyglądał jakby mu czegoś brakowało. Pokazałem uniesiony kciuk na znak, że z naszym przyjacielem wszystko w porządku, a później wróciłem do słuchania muzyki na telefonie.   

Abi's POV: 
Godzina zwiedzania za nami, a skałki upiększały drogę, która wiecznie w tych terenach była pusta. Zaparkowałyśmy samochód wzięłam portfel i razem z Lilly i Kate poszłyśmy do baru. Wzięłyśmy karty i usiadłyśmy przy pierwszym wolnym stoliku.
- To co bierzemy? Jak zwykle? Frytki, dużego cheeseburgera i pepsi?
- Patrz mają sałatki greckie!
- Lilly... - Powiedziałam jednocześnie z Kate, a później przybiłyśmy sobie piątkę.
- Dobraaaaa już, raz  chciałam coś na zdrowo.
- I tak wszyscy umrzemy, nie ma sensu niczego sobie odmawiać... to jak? - zapytała Kate z uniesionymi brwiami.
- Weź mi to co Ty, ale na wynos chce tą sałatkę i sok pomarańczowy.
Uśmiechnęłam się w jej stronę i poszłam zamówić, czasem się dziwiłam jak można tyle jeść i nie tyć. Nawet kilograma! Pochłaniała czasem ogromne ilości wszystkiego, o słodyczach nie mówię bo to się dzieje na każdej przerwie między wykładami kiedy ja akurat palę, albo piję kawę. Nasze zamówienie było gotowe po dwudziestu minutach, a kiedy tylko kelner podał nam nasze zamówienia, głodne od razu wzięłyśmy się za jedzenie.
- Dzisiaj jest koncert jakiejś kapeli w Piwnicy.
- Jestem na tak!
- Abi?
- Jakoś nie jestem przekonana do pójścia w tamto miejsce, zwracając uwagę, że skoro ktoś ma tam pseudo koncert to pewnie nie są to jacyś super wybitni muzycy.
- Zapomniałam, że mam do czynienia z laską pracującą w wytwórni. - wywróciła oczami Kate i  wycisnęła cały sos do wnętrza swojego cheeseburgera, mocno dociskając do niego górną bułkę.
- Mam wrażenie, czy wyżywasz się na tej biednej burgerowej bułce? - Zaczęłam się śmiać, a Lilly razem ze mną przez co kopnęła mnie pod stołem nie panując nad swoimi nogami. Tylko jęknęłam i rozmasowałam bolące miejsce.
- Jezu pójdę z wami, ale przestańcie już tak  na mnie patrzeć to boli. Wasz wzrok wypala mi dziury w czole.
- Ja akurat patrze na twoje serce co by je trochę ogrzać bo jest cholernie zimne.
Uśmiechnęłam się sztucznie w jej stronę, a później zaczęłam jeść. Nie wiem czemu to powiedziała, ale kiedy dłużej się nad tym zastanawiałam doszłam do wniosku, że może mieć rację. Przez resztę czasu siedziałam dość cicho i tylko co jakiś czas włączałam się do ich rozmowy. One mogły gadać non stop, a nie byłby zmęczone, a tematy nigdy się nie wyczerpywały. Czemu się z nimi trzymam? Zgaduję, że to one trzymają ze mną bo się dobrze uczę, daje im spisywać większość zadań, jesteśmy razem w pokoju i dzięki zwykłemu przyzwyczajeniu weszłam do ich paczki. Nie jest najgorzej, a nawet śmiem  twierdzić, że bardzo dobrze trafiłam. Nie są odpowiednim towarzystwem dla mnie jak to zwykła mówić moja matka, która już od półtora roku nie żyje. Ojciec zresztą też, a najgorsze uczucie dla dziecka, nawet tego, które nie jest zbytnio kochane przez swoich rodziców, to ich utrata. Ja straciłam oboje w tym samym dniu. Mogę doczekać czegoś gorszego? Chyba mogę, ale śmierci babci i dziadka już nie przeżyję. Zdawało mi się, że siedzimy w tej knajpie już wieczność, a nie wyglądało na to, że dziewczynom się spieszy. Wzięłam więc, już pustą moją tackę i odniosłam ją na miejsce. Musiało to zadziałać bo obie poszły w moje ślady, dlatego postanowiłam wyjść na zewnątrz, żeby jeszcze bardziej je pospieszyć. Zaczęło lekko padać, a one szły jakby miały cały dzień na dojście do auta. Poszłam więc jeszcze do łazienki, która znajdowała się za lokalem i powinnam się domyślić, że będzie to obraz nędzy i rozpaczy. Weszłam do środka i od razu uderzył mnie odór nieprzyjemnego zapachu. Moja potrzeba jednak był zbyt duża, żeby teraz zrezygnować. Po kilku minutach przebywania w ubikacji wyszłam z niej i nie mogłam się nacieszyć świeżym powietrzem. 
- Uspokój się kretynie!
Usłyszałam jak ktoś wrzeszczy i dałabym sobie rękę uciąć, że to... Zaczynam świrować to nie jest możliwe, że on tutaj jest. Założyłam kaptur na głowę, a później ruszyłam w stronę auta jednak dziewczyn nadal przy nim nie było. Jedyne co zauważyłam przez szybę to, że stały w kolejce i pewnie brały jeszcze coś na wynos. Nadal lekko kropiło, a ja czułam, że zaczyna mi być coraz zimniej i już miałam wejść do środka i je pospieszyć kiedy zauważyłam, że rozmawiają z jakimiś dwoma facetami. Stali tyłem, ale mogłam zauważyć, że dziewczyny są nimi mocno zainteresowane. Kiedy zauważyłam, że Kate pokazuje dłonią w moją stronę, odwróciłam się tak, że nie mogli dostrzec mojej twarzy. Przez chwilę patrzyłam w niebo, ale kiedy zaczął dzwonić mój telefon wyciągnęłam go z kieszeni i odebrałam, bo jak się okazało to był Mason. 

Niall's POV:
- Uspokój się kretynie! 
Krzyknąłem do Louisa,który co chwilę starał się wytrącić mi z dłoni telefon. Oni weszli już do środka, a ja odpisałem na wiadomość po czym wszedłem zaraz za nimi. Nie było jakiejś długiej kolejki, dlatego postanowiłem, że od razu w niej zaczekam zanim chłopaki znajdą miejsce do siedzenia.  Przeglądałem nasz grafik na ten tydzień i uświadomiłem sobie jak niewiele czasu pozostanie nam dla siebie, ale sami w końcu tego chcieliśmy. Po kilku minutach dołączył do mnie Lou, ale nie zwracałem na niego zbytnio uwagi.
- Niall wypadałoby przepuścić panie w kolejce. 
Wtedy spojrzałem na niego, a później za siebie i zobaczyłem dwie, dość wysoki blondynki.
- Chcemy wziąć tylko soki na drogę nie zajmie to wiele czasu. - powiedziała jedna z nich, aja tylko pokiwałem głową i pozwoliłem im przejść przed siebie. 
- Wracacie z jakiejś wycieczki czy...? - Lou kontynuował rozmowę z nimi, a ja nadal szperałem w swoim telefonie.
- Tak wracamy, byłyśmy pozwiedzać skałki, a teraz pora wrócić do szarej rzeczywistości. 
- I byłyście tam same? Nie bałyście się?
- Oh daj spokój nie rób z nas jakiś wystraszonych kurczaków. Byłyśmy we trzy i wracamy całe i zdrowe.
- We trzy?
- Abigail jest na zewnątrz i pewnie się denerwuje, że jeszcze nie wróciłyśmy. 
Kiedy tylko usłyszałem to imię odwróciłem się i zobaczyłem co wskazuje jedna z blondynek. Dziewczyna stała tyłem do nas do tego z kapturem na głowie. Jak w ogóle mogłem pomyśleć, że to będzie Abi? Moja Abi.  Spojrzałem na Lou, który aktualnie próbował je podrywać, a później wzruszyłem ramionami na jego pytające spojrzenie i wróciłem do przeglądania telefonu.

Abi's POV:
Czekałam na nie jeszcze dobre 10 minut, ale kiedy usłyszałam, że są już przy samochodzie powiedziałam Masonowi, że muszę kończyć i się rozłączyłam. Kate otworzyła samochód, a ja od razu do niego wsiadłam bo było mi potwornie zimno. Lilly podała mi butelkę z sokiem pomarańczowym, który wzięły też dla mnie, dlatego podziękowałam i zapięłam pasy.
- Abi żałuj, że z nami nie zostałaś! Poznałyśmy dwóch mega seksownych chłopaków!
- Uh serio? Nie żeby coś, ale masz chłopaka Lilly.
- To, że go mam nie znaczy, że nie mogę powiedzieć czy ktoś jest przystojny czy nie. - wywróciła oczami i pokazała mi środkowy palec, na co odpowiedziałam jej tym samym.
- Szczerze mówiąc Niall był gorący. - Kiedy usłyszałam jak Kate wymawia to imię, w mojej głowie pojawił się obraz Horana. Każdy może mieć takie imię, ogarnij się Abi!  
- Czemu więc nie zagadałaś, poprosiłaś o numer czy coś z tych rzeczy?
- Czekałam na jego ruch halo?
- On też był tobą zainteresowany. - wtrąciła się Lilly. 
- W życiu spotykasz tylko jedną osobę, z którą iskry lecą od samego początku... - skwitowałam wszystko jednym zdaniem i słuchałam jak napierdalały przez dosłownie pół godziny jakie mieli oczy, że te tatuaże były niesamowite i tak dalej. Kiedy miałam już dość tego wszystkiego, po prostu założyłam słuchawki i poszłam spać. 

Około godziny dziewiętnastej zaczęłyśmy się szykować do wyjścia na jakiś koncert. W ogóle nie miałam ochoty nigdzie wychodzić bo przez cały dzisiejszy dzień jestem jakaś nieswoja. Ciągle uciekam gdzieś myślami i sama nie wiem dokładnie co się ze mną dzieje. Gdyby nie Mason i Matt, którzy też zadeklarowali, że z nami pójdą, pewnie spędziłabym ten wieczór w łóżku z jakimś dobrym filmem. Dziewczyny założyły sukienki, ale ja nie czułam potrzeby strojenia się na koncert jakiejś podrzędnej kapeli. Założyłam więc białą koszulę w szeroką kratę, czarne spodnie i do tego czarne vansy. Około godziny dwudziestej wyszłyśmy z akademika i w parku spotkałyśmy się z Mattem i Masonem. Kiedy zobaczyłam mojego chłopaka pomachałam mu na przywitanie, a on podszedł do mnie i dał mi buziaka.
- Znowu wymiana śliny. To sprawia, że chce wymiotować. 
- Zamknij się Kate, dzisiaj pewnie zrobisz to z milionem przypadkowych kolesi.
- Tak rób ze mnie dziwkę Matt. 
- Idziemy czy będziemy tu stali do rana? 
Mason złapał mnie za rękę i szliśmy jako pierwsi. Opowiadałam mu co dzisiaj robiłyśmy i inne mało ważne dla mnie szczegóły z dzisiejszego dnia, a on jak zwykle cieszył się ze wszystkiego. Kiedy wyszliśmy już na główną ulicę, z której zostało nam jakieś piętnaście minut do tego klubu Lilly zaczęła piszczeć jakby coś jej się stało.
- Hej co jest? - zapytał z troską w głosie Matt, a Lilly podała mu swój telefon ze łzami w oczach.
Nikt nic nie mówił i czekałam, aż przyjdzie moja kolej do obejrzenia jakiejś wiadomości. Kiedy wzięłam jej telefon zobaczyłam filmik, na którym był Alex(chłopak Lilly) z jakąś inną dziewczyną w łazience, robiących sami wiece co. Wiem, że Lilly nie należy do dziewczyn, które zbytnio się przejmują, ale to zraniłoby każdego. Byli w związku przez pół roku, a on odwinął jej taki numer. Nie chodzi tutaj o to, że oboje byli sobie wierni. Każde z nich dokładnie wiedziało, że zdarzają im się pocałunki z innymi osobami, czy też jakieś flirtowanie, ale nigdy nic nie wyszło poza te granice.
- Urwę jaja temu kutasowi. 
Kate pomimo, że była w szpilkach zaczęła biec a my razem z nią. Nie wiedziałam co siedzi w głowie tej dziewczyny, ale wiedziałam, że Alex ma przechlapane. Weszła do supermarketu i zaczęła błądzić między półkami. Matt dotrzymywał jej kroku, a ja z Masonem starałam się pocieszyć jakoś Lilly. Miałam ochotę konkretnie przyjebać temu kretynowi za to jak ona teraz wygląda, ale kiedy Kate pojawiła się przy nas można się było domyślić, że wszystko zabawnie się skończy. Kupiła pięć, grubych taśm klejących, jajka, papier toaletowy i odświeżacz powietrza. Matt  wzruszył tylko ramionami bo zresztą jak i my wszyscy nie wiedzieliśmy co planuje Kate. Zapłaciła za wszystko, a później wyszliśmy ze sklepu kierując się w stronę męskich akademików. Kate była tak zdenerwowana, że nie śmiałam nawet jej pytać co chce zrobić. Kiedy byliśmy już pod akademikiem i chcieliśmy wejść do środka on ściągnęła buty i zaczęła wchodzić przez balkon do pokoju Alexa.  
- Nie możemy wejść jak ludzie przez drzwi?
- A jakim cudem wtedy zakleimy całe wejście do jego pokoju taśmą?
Walnęłam się z otwartej dłoni w czoło, a później poszłam w jej ślady. Nigdy wcześniej, nikomu nie udało się mnie namawiać na takie głupie rzeczy, poza ludźmi z Mullingar. Wspięłam się na balkon przy pomocy Masona, a Lilly i Matt zostali na dole w razie gdyby, któryś z jego współlokatorów wracał. Kate podała nam taśmy i zaczęliśmy zaklejać całe drzwi od samego dołu. Jeśli mam być szczera to nie sądziłam, że tak długo nam z tym zejdzie. Całe drzwi były zaklejone, że osoby które będą chciały wejść z zewnątrz, będą musiały użyć noża, albo jakiegoś innego ostrego narzędzia. Potem Kate wzięła jakiś mazak i zaczęła coś pisać po ścianie, a my mieliśmy porozwijać cały papier po ich pokoju. Kiedy panował już tan nie lada bałagan, Kate obrzuciła sufit jajkami i rozpyliła odświeżacz powietrza. 
- Co jeśli nas wyrzucą?
- Czy ktoś wpadnie na to, że najlepsza dziewczyna na roku, członkini parlamentu uczniowskiego i kapitan drużyny piłkarskiej w jednym zdemolowała pokój jakiegoś kretyna?
- Um zgaduje, że nie nasz dziekan?
- Tak masz rację, a do tego w związku z tym, że ty nie jesteś podejrzana, możesz dać mi i reszcie alibi, przez co nikt nie może nas ukarać.
- Masz coś z głową Kate. 
Staraliśmy się jak najszybciej opuścić ich pokój, tak żeby nikt nas nie zauważył. Moje serce biło jak szalone, ale kiedy zeszłam na dół i byłam pewna, że nikt nie mógł nas widzieć złapałam Masona za rękę, a on widząc, że nie jestem w pełni spokojna, przytulił mnie i lekko masował moje plecy.
- Będzie w porządku, spokojnie. 
Oderwałam się od niego i pokiwałam głową, a kiedy spojrzałam na twarz Lilly, która słysząc co zrobiła Kate zaczęła się uśmiechać moje serce się ociepliło. Kocham pomagać innym, kocham patrzeć jak ktoś, dzięki jakimś głupim rzeczom zmienia swój humor o sto osiemdziesiąt stopni. Szliśmy znów w stronę klubu starając się jeszcze bardziej poprawić nastrój Lilly, całe szczęście, że nie była osobą, która się załamuje i zamyka się w sobie. Czuję, że teraz dopiero zacznie żyć, bez tego kretyna przy boku. Kiedy doszliśmy na miejsce przed klubem ustawiła się dość spora kolejka, a ja dosłownie nie mogłam uwierzyć, że jakiś tam zespół przyciągnie tyle ludzi. 
- Czuje, że za szybko tam nie wejdziemy. - odezwał się Matt ogarniając wzrokiem całkiem sporą grupkę ludzi. 
- Zaczekamy, w końcu nigdzie nam się nie spieszy racja? - zapytała Kate i każdy się z nią zgodził. 
Zapowiadało się na to, że miał to być najlepszy poniedziałek od niepamiętnych czasów. Najlepszy pod takim względem, że miałam go spędzić w gronie najlepszych przyjaciół i Masona, a cieszyłam się sama nie wiem dlaczego. Po prostu oni dają mi szczęście samą obecnością, a radości i szczęścia w moim życiu ostatnio jest niewiele.  Poczułam jak  dłoń Masona wędruje po moim ramieniu,aż w końcu zabrał moją rękę i złączył ze swoją. Trzymał ciasno nasze palce, jakby się bał, że mogę wyrwać moją dłoń z jego uścisku. Spojrzałam na nasze złączone dłonie i uśmiechnęłam się do niego promiennie. Nie wiem jakim cudem udało mu się do mnie dotrzeć, ale on jako jedyny był przy mnie zawsze. W moje złe i dobre dni, był ze mną na pogrzebie rodziców, przeszedł ze mną przez całą tą depresje. Nie wiem czy go kocham, na pewno coś do niego czuję i nie jest mi obojętny. Możliwe, że go kocham, ale nie jest to takie samo uczucie jak z Niallem. 

Niall's POV:
Mój żołądek był cały skurczony i czułem się jakoś dziwnie. To nie pierwszy raz kiedy mam występować przed publicznością więc nie mogę nazwać tego stresem. Mieliśmy wyjść na scenę za jakieś pół godziny, a ja nadal leżałem na kanapie i starałem się dojść do siebie. 
- Horan co si się stało chłopie?
- Chyba zatrułem się jedzeniem z tej knajpy.
- Nie pierdol, musisz wyjść.
- Żebym stał na tej scenie jak kołek z bolącym brzuchem?
- Kurwa. 
Widziałem jak drapie się w głowę i wychodzi z pokoju dla muzyków z kurtką w dłoni. Ten występ był ważny bo chłopaki mogli dostać stypendium na uniwerku, przez co mogliby skończyć drugi stopień studiów. Nie chodzi tu w żaden sposób o mnie, ale powinienem być fair wobec nich. W końcu to mi zachciało się reaktywacji kapeli, dlatego czuję że nie mogę ich zawieść. Wziąłem butelkę wody i wyszedłem przed klub, a później usiadłem na jednej z ławek. Widziałem sporą grupkę ludzi czekającą na swoją kolejkę, ale najdziwniejsze było to, że słyszałem śmiech który mogła mieć tylko jedna osoba. Zacząłem się rozglądać, sprawdzałem twarz każdej dziewczyny, którą mogłem dostrzec w tych ciemnościach. Każda z nich nie była nią i już miałem wrócić do środka, kiedy zobaczyłem odwróconą tyłem dziewczynę, która posturą przypominała mi Abi. Moje nogi same niosły mnie w tamtym kierunku i kiedy byłem już blisko dotknąłem ramienia nieznajomej dziewczyny.
- Abi?
Kiedy dziewczyna powoli się odwracała czułem jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Patrząc na jej twarz uświadomiłem sobie jak wielkim kretynem jestem. To nie była Abi, a ja się wygłupiłem.
- Przepraszam, pomyliłem cię z kimś.
Oddaliłem się szybko od nich i wszedłem z powrotem do klubu. Liam z Zaynem śpiewali coś na kanapie, a Lou gadał przez telefon. Brakowało mi jedynie Harolda, który z pewnością gdzieś śpi. Usiadłem na jednej z kanap i upiłem łyk wody, nieco lepiej już się czułem, ale nie mogłem psychicznie dojść do siebie. Czemu ciągle myślę, że ją gdzieś tutaj spotkam? To niedorzeczne. Ona jest w Londynie, tam studiuje, tam spełnia swoje marzenia i to powinno mnie cieszyć. Właśnie powinno, ale od trzech lat nic już mnie nie cieszy. 

Abi's POV:
- Oh Boże nie spodziewałam się, że pół uniwerku przyjdzie ich posłuchać.
- Skoro to pięciu facetów to chyba oczywiste, że każda laska przyszła tutaj ich zobaczyć? Mogą okazać się oblechami z rockowej bandy lub też super ciachami. - Matt wywrócił oczami rozglądając się po całej sali, w której było już niewiele miejsca. 
- Może pójdziemy gdzieś sobie usiąść? Wątpię, że szybko zaczną grać. - zaproponował Mason i zaczął kierować się w stronę stolików na pierwszym piętrze.
- A może po prostu zajmijmy miejsce na balkonie żeby móc ich widzieć z góry?
Wszyscy poszliśmy po schodach na górę, ale ja poczułam, że muszę iść do łazienki. Powiedziałam Masonowi, że zaraz wrócę i skierowałam się w stronę damskiej toalety. Kolejka była dość długa, dlatego żeby zabić czas zaczęłam przeglądać tumblra. Ja nie wiem co można tyle czasu robić w łazience kiedy jesteś w klubie i chcesz tylko załatwić swoją potrzebę. Niektóre dziewczyny nie rozumiały, że nie muszą tam spędzać dwudziestu minut, żeby poprawić całą swoją tapetę na twarzy. Po jakiś dziesięciu minutach weszłam do środka i poczułam mocny zapach tytoniu.
Kurwa mogą palić na zewnątrz, a nie w łazience żeby nie było czym oddychać. 
Kiedy już wyszłam umyć ręce zauważyłam, że moje policzki są nadmiernie czerwone. Ogólnie wyglądałam jakoś dziwnie i podejrzanie smutno. Wysuszyłam dość szybko dłonie, a później wyszłam z tej zatłoczonej łazienki. Chciałam już dołączyć do reszty kiedy do moich uszu dobiegła dziwnie znajoma melodia.
    

Stałam na schodach i tępo wpatrywałam się w scenę. Myślałam, że zemdleję kiedy zobaczyłam ich wszystkich razem na scenie. 
Przecież to jest niemożliwe!
 To nie może być prawda!
 Oni wszyscy tutaj są więc i...
Szukałam go wzrokiem po scenie, ale nie mogłam nigdzie go znaleźć. Dopiero po chwili wyszedł z ciemnego zakątka sceny, a moje serce zamarło. Czułam się martwa. Po tych pieprzonych trzech latach znowu go widzę. Nie zmienił się, może jest trochę chudszy. Mój oddech przyspieszył, a serce waliło jak młot. Niall tutaj jest, jest na wyciągnięcie ręki, więc moje przeczucia i nietypowe zachowanie nie były spowodowane niczym dziwnym. Śpiewali dalej, a ja czułam że zaraz się rozpłaczę. Moje uczucia były mieszane, nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Czuje, że panikuje bo moje dłonie nadmiernie się pocą. Weszłam na samą górę i podeszłam do stolika by wziąć moją torebkę i wrócić do akademika. 
- Abi to ich widzieliśmy w knajpie! - wykrzyczała do mnie Lilly, a ja uchyliłam usta ze zdziwienia.
To Niall, mój Niall miał być tym gorącym. 
Kurwa już wtedy był blisko, nie wydawało mi się, że go słyszałam. 
- Poważnie? Super, ale słuchajcie ja chce wrócić do akademika. 
Wszyscy naraz dziwnie na mnie spojrzeli, a chwilę później pojawił się przy mnie Mason. Głaskał moje ramię, a ja czułam jakby wypalał swoim dotykiem rany na mojej skórze. Czułam jakbym zdradzała Nialla, kiedy on jest tak blisko.
Jestem kurewsko pokręcona! 
Już od dawna nie jest mój, a może nawet nigdy nie był! 
- Coś się stało? Jesteś jakaś blada? 
- Kręci mi się w głowie, sama nie wiem dlaczego. 
- W takim razie wracamy! - krzyknęła Kate, ale ja pokręciłam głową i kazałam jej usiąść. 
- Wy zostańcie, a ja wrócę i się położę. Wezmę jakieś tabletki i do jutra mi przejdzie.
- Odprowadzę cię kochanie. - Mason chwycił mnie za rękę i wyszliśmy z klubu. Nie odzywałam się do niego i odpowiadałam tylko suchym tak lub nie na jego pytania. Było mi źle z tym, że go okłamuje, ale przecież on nie ma pojęcia, że znam całą piątkę. Nie wie, że jeden z nich tak cholernie mnie zranił. Nie ma pojęcia, że właśnie przez jednego z nich chodzę na terapię i kiedyś się cięłam. Nie mogłam mu tego powiedzieć, za bardzo cenię sobie jego zdanie, żeby mu opowiedzieć jak bardzo zrujnował mnie jeden z nich. 
- Chcesz żebym został?
- Nie jest okey Mason. Chce wziąć tabletki i się położyć. Jeśli chcesz możesz do nich wrócić i dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
- W życiu nie pozwoliłbym ci samej wracać o tej porze.
Pocałowałam go i przytuliłam na pożegnanie. Jest dla mnie taki dobry, zrobiłby dla mnie wszystko, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że ciągle go oszukuje. Gdyby tylko znał prawdę, nie zostawiłby mnie teraz samej. Kiedy tylko zniknęłam za drzwiami mojego pokoju, po moich policzkach zaczęły spływać strumienie łez. Rzuciłam torebkę na łózko i ściągnęłam buty po czym szybko wbiegłam do łazienki. Znów mój stan jest okropny, znów czuję się na dnie tego całego świata. Szukałam po szufladach moich tabletek, których myślałam, że już nigdy nie zażyję. Dzisiaj jest jak na początku, jakbym dopiero zaczynała tą przeklęta terapię. Czuję ten ból, który rozrywa mnie od środka i tylko tabletki mi pomogą. Kiedy znalazłam już opakowanie wzięłam jedną pigułkę i połknęłam ją popijając wodą z kranu. Po moich policzkach spływały czarne strugi mojego tuszu, dlatego starałam się w miarę szybko zmyć cały makijaż. Kiedy już mi się to udało, założyłam spodnie od piżam i moją czarną bluzę do spania. Siedząc na brzegu wanny biłam się w myślach z samą sobą, jednak te negatywne uczucia znów ze mną wygrały. Wyjęłam z szafki żyletkę i przeciągnęłam nią kilka razy po nadgarstku, a kiedy krew zaczęła płynąć ze świeżych ran włożyłam rękę do zlewu. Puściłam wodę i pozwoliłam na to, żeby razem z krwią odpłynął cały mój psychiczny ból. Siedziałam tak dobre pół godziny, ale kiedy czułam, że jestem coraz bardziej otumaniona przez leki, owinęłam rękę bandażem i położyłam się na łóżku. Na szczęście rany zdążyły przestać już krwawić tak mocno jak na samym początku, dlatego przykryłam się kołdrą i odpłynęłam.

Obudziło mnie stukanie do drzwi i melodia mojego telefonu. Przetarłam kilka razy oczy i wstałam z łóżka. Chwiejnym krokiem doszłam do drzwi odczytując sms'y dziewczyn, że zapomniały wziąć kluczy i muszę im otworzyć. Przekręciłam więc zamek i zaczęłam otwierać drzwi. Wydawało mi się, że minęła cała wieczność zanim się otwarły i zobaczyłam w nich Kate i...
- Niall?! 
Potem już nic nie pamiętam bo jedyne co poczułam to jak moje ciało bezwładnie opada na ziemię i nie widzę nic poza ciemnością.