sobota, 26 marca 2016

3."Łatwo było zrozumieć, że mnie nie kochałeś,najgorzej było się z tym pogodzić"

Abi's POV:

Mason podszedł do Nialla i pomógł mu zawiesić półkę, która wcześniej spadła i narobiła tyle hałasu.Ja nadal stałam na środku pokoju i powoli przyswajałam sobie całą tą sytuację i nie mogłam uwierzyć, że on ma zamiar tutaj zostać. W końcu Lou mówił, że Horan chce wrócić do Kanady, dlatego nie rozumiem czemu tutaj jest.

- Jestem Mason tak w ogóle. Mieszkam w pokoju obok. - podał mu rękę, a blondyn ją uścisnął i rzucił mi spojrzenie.

- Niall.

- To jest moja dziewczyna Abigail.- Mason wskazał na mnie dłonią, a ja spóśćiłam wzrok na podłogę. Bo niby jak mam teraz powiedzieć Masonowi, że to właśnie Niall jest powodem prawie połowy moich teraźniejszych problemów?

- Znamy się. - odezwał się Horan, a ja czułam jakby cały świat wirował. Mój oddech stał się płytki, a kolana miałam jak z waty. Spojrzałam na mojego chłopaka, który był ewidentnie zdziwiony całą tą sytuacją.

- Chodziliśmy razem...- połknęłam głośno ślinę, a Niall zadziornie się do mnie uśmiechnął. - Do tego samego liceum.- mina Nialla od razu się zmieniła. Lekko przymrużył oczy patrząc na mnie, a później pokręcił głową zagryzając przy tym wargę.

- Jesteś z Mullingar stary? - Mason spojrzał na niego, jednak na całe szczęście nie widział poprzedniego wyrazu twarzy Horana. Niall pokiwał głową, a w tym czasie mój chłopak podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.

- Hej nic nie mówiłaś, że znasz kogoś z nowych? - pocałował czubek mojej głowy, a ja spojrzałam mu w oczy.

- Dopiero dzisiaj się spotkaliśmy.

- Umm okey Niall my będziemy się zbierać, jakbyś czegoś potrzebował to wiesz gdzie mnie szukać. Mam jednak nadzieję, że dzisiaj nie będę ci potrzebny bo Abi u mnie zostaje i rozumiesz.

Poruszał brwiami, a ja walnęłam go w ramię i się zaśmiałam bo jest kompletnym kretynem. Wychodząc spojrzałam ostatni raz na Nialla, który był dość wesoły jak na zaistniałą sytuację, no ale czego miałam się spodziewać? Że się popłacze kiedy zobaczy mnie z innym chłopakiem? Marzenia.



Weszliśmy w końcu do pokoju Masona, a Matt siedział i grał w jakąś grę co było dla niego typowe. Pomachałam mu na przywitanie, a on się do mnie uśmiechnął i powiedział ciche 'cześć'. Usiadłam na łóżku mojego chłopaka i zdjęłam z siebie bluzę, która była przemoczona. Nawet nie wiedziałam, że Mason szuka dla mnie jakiejś bluzki do przebrania. Zorientowałam się kiedy jakaś rzecz wylądowała na mojej głowie, a jak się okazało była to jego bluza. Sprawnie założyłam  ją na siebie, a później weszłam do ich łazienki. Wzięłam szczoteczkę do zębów mojego chłopaka i umyłam nią zęby, a on zaraz po mnie. Czekałam na niego siedząc na wannie, a on zamiast szybko umyć zęby robił mi na złość i ciągle się wygłupiał.

- Przysięgam zachowujesz się jak pięciolatek.

- Wohoo aż taki stary?

- Kretyn.

Pokręciłam głową i jednak zdecydowałam, że wejdę już pod kołdrę. Była cała zimna, ale nie miałam wyjścia. Będąc już przykryta zdjęłam spodnie i zaraz po tym na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Zawsze Mason nagrzewał dla mnie pościel bo on zawsze jest taki ciepły, a moje nogi bez skarpetek rozgrzewają się jakieś trzy godziny.  W końcu i on zajął swoje miejsce, a Matt pokazywał dziwne gesty rękoma, które chyba miały znaczyć, że będziemy zaraz uprawiać seks. Obaj to debile, ale mam w zwyczaju obracać się w takim towarzystwie.

- Jak zwykle masz zimne stopy.

- Powinieneś być już do tego przyzwyczajony.

Pocałował czubek mojej głowy, a później mocno się we mnie wtulił. Mogłam teraz się szybciej rozgrzać bo w połowie na nim leżałam. Zaczęłam się śmiać kiedy jego broda drapała mój policzek.

- Ogól się jaskiniowcu.

- Uh uh Pani. Ładna pani. Moja paniii. - zaczął naśladować mowę prehistorycznych stworzeń, a ja widząc wyraz jego twarzy zaczęłam śmiać się jak jakaś idiotka.



Niall's POV:

Zdążyłem wyjść z pod prysznica kiedy usłyszałem ten dobrze znany mi śmiech. Ściany w tym akademiku nie należą widocznie do najgrubszych, ale nic na to nie mogę poradzić. Kiedy już wygodnie położyłem się w łóżku znów słyszałem jak się śmiała. Pomimo, że ból rozrywał moje serce bo to nie ja jestem tym, dzięki któremu jest teraz szczęśliwa to jednak w głębi duszy cieszyłem się, że ma kogoś kto potrafi ją uszczęśliwić. Nadal mam na telefonie nasze wspólne zdjęcia, a nawet osobny folder z jej zdjęciami, na których mogę zobaczyć ten cudowny uśmiech. Myślałem, że poradzę sobie z tą całą sytuacją jakoś lepiej, ale czuję, że nie będzie łatwo. Skoro ona już dawno o mnie zapomniała, w takim razie pora ruszyć dalej. Sam tego chciałem, sam doprowadziłem do tej sytuacji, dlatego nie mogę mieć o to do nikogo pretensji. Patrząc na jej zdjęcia widzę, że jest tak samo, a nawet bardziej piękna niż kiedyś. Czułem pieczenie w oczach, a to mogło oznaczać tylko jedno. Kiedy jednak drzwi mojego pokoju szybko się otworzyły, zablokowałem telefon i przekręciłem się na bok, żeby Louis nie zobaczył w jakim jestem stanie.

- Stary zagadał do mnie jakiś koleś bo myślał, że jestem homo! Coraz bardziej boję się tutaj mieszkać!

Louis rzucił się na swoje łózko w ubraniach, a później usłyszałem jak odblokował swój telefon.

- Wiem, że nie śpisz kutasie! Powiedz coś!

- Chce spać zamknij się!

- Jezu co ci się stało?!

Podniósł się z łóżka, a ja wiedziałem, że nie da za wygraną. Znów usłyszałem jej śmiech więc zacisnąłem mocniej powieki dając spłynąć moim łzą. Otarłem szybko twarz i usiadłem na łóżku spoglądając na mojego przyjaciela.

- Mówiłem. Che kurwa spać ale się nie da!

- Czy ktoś tam za ścianą się rucha?

- Nie wiem.

Na to wcześniej nie wpadłem, a przez to, że Lou o tym wspomniał zakuło mnie serce. Gdzieś tam podświadomie miałem nadzieję, że ona na mnie czeka, ale po co niby miałaby to robić?

- Zdaje mi się czy to Abi?

- Ta.

Położyłem się znów wygodnie, a on podszedł do mojego łóżka i na nim usiadł. Miałem już zamknięte oczy, ale słyszałem jak ciężko westchnął.

- Jest ciężko. - nie do końca wiedziałem do czego zmierza, dlatego otworzyłem oczy i patrzyłem jak on gapi się tępo w podłogę. - Powiedzieć swojemu umysłowi, że się kogoś nie kocha, kiedy twoje serce mówi co innego.

- Nie kocham.

- Niall...

- Nie kocham jej Louis. - wziąłem głębszy oddech, żeby znów powiedzieć coś w co chce uwierzyć. - Nie kocham już Abi.



*kilka dni później*

Abi's POV:

 Szukałam wzrokiem wszędzie tego cholernego telefonu, zawsze jak na złość, jak jest potrzebny to nigdzie go nie ma. Mogłam się spodziewać, że z moim szczęściem to jest gdzieś na biurku, albo gdzieś daleko ode mnie, że będę musiała wstać i go szukać, a tego nie chciałam, bo było mi zimno. Ale pierwszy raz los się do mnie uśmiecha dzisiejszego dnia i telefon leży sobie grzecznie obok tabletek. Dzięki Ci boże! Wyciągnęłam po niego dłoń. Odblokowałam, ale nie spodziewałam się, że jasność ekranu tak tragicznie będzie działa na moje oczy. Patrzenie na ekran bolało, to przez chorobę tak bolą mnie oczy a on jeszcze to wzmaga. Ledwo co widziałam, ale byłam pewna, że ktoś do mnie napisał.

Mason: Obok łóżka masz pomarańcze i nóż. W termosie jest herbatka z cytryną wypij całą, a jeśli zobaczę cię gdzieś na uczelni przysięgam, że cię zabije :)))

Jestem chora, ale on nie daje za wygraną. Nie mogę opuszczać tyle zajęć bo w życiu nie ogarnę wszystkiego do egzaminów po tak długiej nieobecności. Wybrałam jego numer, zawsze jest pora żeby powiedzieć komuś co się myśli. Jeden sygnał, drugi. Odebrał.

- Jeżeli na prawdę myślisz, że zostanę w  łóżku cały dzień to powiem Ci, że jesteś w błędzie!

- Wypiłaś herbatę? - bezczelnie stara się odwrócić moją uwagę.

- Nie, ale nie zmieniaj tematu.

- Ciepło Ci?

- No do cholery jasnej TAK, tatuśku!

- Udzieliłaś mi wszystkich potrzebnych informacji, dziękuję. A tymczasem muszę się z panią pożegnać, jestem na prawdę bardzo zajęty, ale miło było słyszeć Twój zachrypnięty głos.

- Mason!

I się rozłączył. Tak o... po prostu rozłączył. Boże czy wspominałam już, jak cholernie mnie denerwuje? Palant. Wstałam szybko i zaczęłam się ubierać bo zajęcia z literatury miały się zacząć za dwadzieścia minut, a ja byłam w kompletnej rozsypce. Związałam włosy w kucyk i wrzuciłam mój notatnik do torby, a później szybko wybiegłam z pokoju uprzednio go zamykając. Na szczęście weszłam do sali przed profesorem i zajęłam swoje miejsce. Czułam się okropnie, ale wiedziałam, że muszę wytrzymać te trzy godziny wykładów. Jednak mój plan wcale nie będzie łatwy bo zobaczyłam w drzwiach uśmiechniętego Nialla, który  wchodził do sali wraz z Liamem. Udawałam, że piszę coś w notatniku chociaż tak naprawdę nie miałam co notować. Piekła mnie cała twarz bo obok mnie były wolne miejsca i cholernie się bałam, że usiądą obok, ale dzięki Bogu zajęli miejsca prawie na samym końcu sali. Po kilku minutach do sali wszedł profesor Petterson i od razu zabrał głos.

- Dzisiaj opowiemy sobie o Romeo i Julii. Przypuszczam, że większość z was zapoznała się z lekturą, jeśli nie oczekuję, że na następnych zajęciach wszyscy przeczytacie bo może wydarzyć się jakieś niezapowiedziane kolokwium.

Usiadł za swoim biurkiem, a później przebiegł wzrokiem po sali. Frekwencja jak na każdym jego wykładzie była imponująca, ale to wynika z faktu, że są one naprawdę ciekawe i interesujące. Wyciągnął książkę ze swojej teczki, a później otworzył na pierwszej stronie.

- Nie jest to jakaś miłosna historia, jest to historia o miłości.

Benwolio: Miłość więc?

Romeo: Brak jej.

Benwolio: Jak to? Brak miłości?

Romeo: Brak jej tam, skąd bym pragnął wzajemności.

Uśmiechnął się patrząc na kartkę, a później podniósł wzrok i rozejrzał się po sali. Popatrzył znów na te kilka zdań i zmrużył oczy.

- Czy można się zgodzić ze stwierdzeniem, że nic nie boli bardziej niż uczucie, że ktoś znaczy dla ciebie wszystko, a ty dla tej osoby jesteś nikim?

Usłyszałam szmery na sali, a moje serce zaczęło gorączkowo bić. Dzisiejszy temat nie należy do moich ulubionych bo jedyne co widzę przed oczami po każdym słowie profesora to twarz Nialla. Nie podnosiłam głowy znad kartki bo bałam się, że poprosi mnie o zabranie głosu, a wtedy rozpłaczę się przy całej grupie.

- Gorzej jest kochać kogoś kto nie odwzajemnia tego uczucia. - usłyszałam głos jakiejś dziewczyny jednak nie odwróciłam się w jej stronę. Bałam się podnieść wzroku znad kartki, na której od kilku minut piszę imię Niall.

- Idealnie pani ujęła kolejne słowa które chce przytoczyć.

Benwolio: Zakochany?

Romeo: Nie-

  Benwolio: Nie zakochany?

Romeo: Nie zakochany, ale niekochany.

Czy właśnie dzisiaj Petterson musiał sobie wybrać taki temat? Czy właśnie dzisiaj Niall musiał przyjść na ten wykład? Po jaką cholerę tutaj został? Bicie mojego serca nadal przyspieszało, a ja nadal nie miałam odpowiedzi na te wszystkie pytania.

- Ludzie nie boją się kochać siebie nawzajem, jedyne czego się boją to nieodwzajemnione uczucie. Dlatego kiedy w kimś się zakochacie, nie zapominajcie o tym, żeby powiedzieć to tej osobie!

Szmery na sali zaczynały się stawać coraz głośniejsze, a ja wykorzystując sytuację zamieszania spojrzałam na Nialla. Wpatrywał się w swój telefon i zapewne miał gdzieś, to co mówił profesor Petterson. Poczułam mocne ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Nabrałam ciężko powietrza i znów kreśliłam jego imię w moim notatniku. Profesor się nie odzywał co mnie zdziwiło, dlatego spojrzałam na niego, a jak się okazało stał jakieś trzy rzędy ode mnie i dziwnie mi się przyglądał. Chodziłam do niego na dodatkowe zajęcia, żeby podszkolić się w pisaniu tekstów, dlatego jestem jedną  z nielicznych studentek, które pamięta. Bacznie mi się przyglądał, ale po kilku sekundach pokręcił głową i wrócił do swojego wykładu.

- Tak, w ogóle czy ktoś z was wie co to jest miłość?

Kolejny raz dzisiejszego poranka rozejrzał się po sali i czekał na jakiś ochotników,którzy będą chcieli odpowiedzieć na jego pytanie. Wewnętrznie czułam, że bardzo chce mnie zapytać, ale postanowiłam nie nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego, żeby uniknąć odpowiedzi na to pytanie.

- Miłość jest wtedy kiedy troszczysz się o kogoś bardziej niż o siebie.

- Dobrze zgadzam się, coś jeszcze?

- Kiedy jesteś w stanie oddać swój ostatni kawałek pizzy, to miłość. - na całej sali wybuchł śmiech po tym co powiedział jakiś chłopak, jednak profesor klasnął w dłonie i pokiwał głową.

- Muszę się zgodzić. - założył ręce na ramiona i oczekiwał dalszych odpowiedzi.

-Kiedy czujesz motyle w brzuchu.

- Mhm. Co jeszcze? No dalej wysilcie się!

- Rozmowy do późna, żeby słyszeć czyjś  głos.

- Trzymanie się za ręce.

- Miłość jest wtedy gdy ktoś darzy cię tym uczuciem, kiedy ty nie jesteś wstanie pokochać samego siebie.- nie miałam pojęcia, że Niall będzie chciał zabrać głos, ale jednak się odważył. Spojrzałam na twarz Pettersona, który oblizał wargi a później krzywo się uśmiechnął. Spojrzał na mnie i uniósł brwi, a wtedy wypowiedziałam chyba najgłupszą rzecz na świecie.

- A może tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak miłość? Hm? Może to tylko zwykłe zauroczenie czyjąś osobą, które później zmienia się w przyzwyczajenie?

- Ostre słowa panno Wilson. Ale nie sądzi panienka, że właśnie te wszystkie małe rzeczy,do których się przyzwyczajamy sprawiają, że czujemy coś do tej osoby? Nie jesteśmy przedmiotami, które nic nie odczuwają, nasz mózg nam to uniemożliwia.

Po tych słowach podszedł do swojego biurka, a ja ukradkiem chciałam spojrzeć na Nialla, dlatego upuściłam długopis i dzięki temu mogłam być odwrócona w jego stronę. Nadal siedział wgapiony w swój telefon i poświęcał temu całą swoją uwagę. Posmutniałam jeszcze bardziej bo tylko ja myślę o nim kiedy słyszę te wszystkie słowa na temat miłości, a przecież powinnam myśleć o Masonie.

- Równie dobrze można zapytać kiedy czujemy, że się w kimś zakochaliśmy? Kiedyś mój przyjaciel zapytał mnie: Kiedy zacząłeś ją kochać?  Miał na myśli moją żonę oczywiście. Zacząłem się zastanawiać jak to było z nami na początku kiedy się poznaliśmy. Miałem przed oczami tyle wspólnie spędzonych chwil, tyle wspólnych wspomnień, ale potrzebowałem tego jednego, jedynego wspomnienia, które jednoznacznie by określało ten moment. Więc szybko mu odpowiedziałem: Nie mam pojęcia. Po prostu wstałem pewnego dnia i zrozumiałem, że już ją kocham. Zgaduję, że zakochałem się w niej w momencie, w którym najmniej się tego spodziewałem.

Widziałam jak się uśmiecha na samą myśl o swojej żonie i strasznie mu tego zazdrościłam. Mam Masona ja wiem, będę mu wdzięczna do końca życia za to, że był ze mną przez ten cały czas. Kiedy był ze mną nawet wtedy, gdy go odpychałam i mieszałam z błotem. Ale to nigdy nie będzie to samo co czułam do Nialla, nigdy...

- Związki są w stanie przetrwać długo, nie dlatego że tak zostało im przeznaczone. Trwają długo, dlatego że dwie odważne osoby podjęły decyzję żeby go utrzymać, by o niego walczyć i na niego pracować. Podczas gdy inne trwają krótko i nie dzieje się tak, dlatego bo tak chciał los. Dzieje się tak ponieważ jedno, lub oboje tych ludzi podejmują decyzję by pozwolić odejść tej drugiej osobie.

Czemu on zawsze musi mieć rację? Dlaczego jest taki mądry i skąd wie takie rzeczy? Z jednej strony to irytujące, a z drugiej chce go słuchać wiecznie. Mówił szczerą prawdę i chyba to najbardziej mnie teraz bolało. Imię Nialla pojawiło się ponad sto razy na mojej kartce, dlatego wyrwałam ją i włożyłam na sam tył notatnika. Zapisałam temat pracy, którą mamy przygotować na następne zajęcia i dalej wsłuchiwałam się w pogadankę Pettersona. W głębi duszy chciałam wiedzieć z kim pisze Niall, ale sama nie umiałam się do tego przed sobą przyznać. Kiedy trzeci raz dzisiejszego dnia na niego spojrzałam jego pozycja nadal była nie zmieniona, dlatego postanowiłam, że nie będę już zwracała na niego uwagi. Wykład skończył się punktualnie o godzinie dziesiątej, a ja byłam jedną z osób, które jako ostatnie opuszczały salę.

- Abigail mogę cię na chwilę prosić?

Pokiwałam głową i lekko się uśmiechnęłam do profesora, a później podeszłam do jego biurka.

- Słucham?

 - Wiesz? Wydawało mi się, że wiem jak wygląda prawdziwy ból dopóki nie zobaczyłem w jaki sposób na niego patrzysz.

- Huh?

- Nie oszukuj mnie, wiem co widziałem.

- Był pierwszą osobą, która złamała mi serce. Do końca mojego życia on zawsze będzie tą pierwszą pieprzoną osobą, która najmocniej mnie zraniła. Tego się nie zapomina...

- W pełni cię rozumiem, ale ktoś inny może ci pomóc zaleczyć ten ból.

- Może, ale to nie działa kiedy się tego nie chce...





Po zajęciach poszłam do biblioteki z zamiarem znalezienie potrzebnych książek do napisania pracy. Wiem, że to dopiero na za tydzień, ale nie mam nic ciekawego do robienia o godzinie dwunastej w południe. Chodziłam między pólkami i szukałam książek, które wcześniej pomógł mi dobrać Petterson. Wyciągnęłam jedną z nich, a chwilę później ktoś obrócił mnie za ramię i zaczął namiętnie całować. Odruchowo przymknęłam powieki i oddałam pocałunek. Po chwili chłopak puścił mnie i lekko się od siebie odsunęliśmy.

- Co ja ci rano mówiłem?

- Mason nie chce mieć zaległości jasne?

Odwróciłam się i starałam się szukać kolejnej książki, ale on znów mnie do siebie obrócił i położył swoje dłonie po obu stronach mojej głowy opierając się o szafkę.

- Mam ochotę cię zamordować w tym momencie!

- Ale nie zrobisz tego bo nie znalazłbyś drugiej tak denerwującej osoby. - po tym zdaniu cmoknęłam go w usta, a później schyliłam się i przeszłam pod jego rękami. Obok mojego stolika stała Kate i rozmawiała prze telefon, dlatego zajęłam swoje miejsce i spojrzałam na kawę, która stała obok mojego laptopa.

- Kupiłeś mi latte w Starbucksie?

- Kate napisała, że nie ma cię w pokoju, dlatego kupiłem coś co lubisz i coś co wypijesz kiedy jest ciepłe.

- Już nie jestem taka chora.

- Z całym szacunkiem, ale wyglądasz dzisiaj jak gówno kochanie.

- Uh dzięki kochanie. - powiedziałam z ironią w głosie i wywróciłam oczami, na co on pocałował moje czoło.

- I tak cię kocham.

- Mhm. Masz lacrosse za dosłownie pięć minut. Żegnam pana chce pisać pracę!

Udał obrażonego, ale sobie poszedł jednak kolejną osobą, która miała zamiar mi przeszkadzać w pisaniu była Kate. Chyba jednak nie był to też jej dzień bo nic się nie odzywała co było dla mnie cholernie dziwne. Ona jest takim typem człowieka, którego wszędzie jest pełno i ciągle o nim słychać. Jednak nie dziś.

- Stało się coś?

- Tak, ale to nie jest miejsce na taką rozmowę.

- Jeśli chcesz pogadać możemy iść do akademika?

- Wieczorem, zaraz mam zajęcia. Do później Abi.

Odeszła zostawiając mnie w osłupieniu bo dosłownie nie mam pojęcia o co jej chodzi. Chciałam zostać dłużej i zabrać się za tą pracę, ale kiedy zobaczyłam w drzwiach głównych biblioteki Nialla i Lou zebrałam swoje rzeczy i wyszłam tylnym wejściem.



*następny dzień wieczorem*

- Myślicie, że to będzie w porządku jeśli założę spódnicę?

- Załóż spodnie. - odezwał się Mason, który aktualnie leżał na moim łóżku i oglądał jakieś idiotyczne filmiki na youtube.

- Mason to spotkanie biznesowe!

- Z Shawnem!

- Racja jest przystojny, utalentowany, dobrze zbudowany...

- Tak uspokoiłaś mnie tym!!

- Abi załóż tą szarą sweterkową sukienkę i superstary. Weź czarną skórkę i będzie okey, w końcu to nie spotkanie z całym zarządem. - wychyliła się Lilly znad swojego laptopa przymykając delikatnie ekran. Wyciągnęłam rzeczy z szafy i poszłam do łazienki się przebrać. Kiedy byłam gotowa zaczęłam jeść kanapki, które przygotował mi Mason. Skończyłam jeść jedna kromkę, ale zdecydowałam, że nic już nie zjem. Zeszłam z krzesła i usiadłam na biurku, machałam nogami w powietrzu i popijałam kawę, przyglądając się twarzy mojego chłopaka. Wyglądał jakby coś go martwiło, ale spodziewałam się, że dobrowolnie nie powie mi co go męczy.

- Ładnie ci w tej sukience, ale obawiam się,że twój  tyłek za chwilę na tyle mnie rozproszy, że nie wypuszczę cię z tego pokoju i skuszę do robienia nieprzyzwoitych rzeczy.

- W takim razie podnoś dupsko i jedziemy.

Kiedy byliśmy za drzwiami Mason zatrzymał mnie i uważnie lustrował moją sylwetkę. Wiedziałam co chodziło po jego głowie, dlatego położyłam dłoń na moim biodrze i zagryzłam wargę.

- Kurwa czemu musisz teraz być taka gorąca.

- Wczoraj byłam kupą więc nie miałeś na mnie ochoty?

- Wiesz, że to nie tak.

- Jedyne co wiem to, że jeśli zaraz nie pojedziemy to się spóźnię.

- Obiecaj, że...

- Obiecuje!

- Trzymam za słowo, nie chce zrobić krzywdy temu chłoptasiowi.

- Będę grzeczna, słowo... Uh coś? - wyciągnęłam do niego mały palec, jak to zwykliśmy robić. On wyciągnął swój w moją stronę, po czym je spletliśmy je na znak obietnicy. Przewróciłam oczami bo to było tak cholernie dziecinne, a po tym poszliśmy do samochodu. Kiedy już w nim siedziałam,a szyby były zasunięte i czułam się odizolowana, od tego co działo się na ulicach Seattle. Miasto o tej porze tętniło życiem, pomimo że dochodziła już godzina dwudziesta. Na ulicy poruszały się samochody jeden za drugim, a po chodnikach biegali wręcz, nie wiadomo za czym ludzie. Mason odwiózł mnie pod siedzibę mojego studia, a później odjechał obiecując mi, że po mnie przyjedzie jak tylko dam mu znać. Wyjechałam windą na siódme piętro, a później zapukałam do gabinetu Andrewa i do niego weszłam. Siedzieli już z Shawnem przy biurku, dlatego lekko się uśmiechnęłam i przywitałam.

- Shawn to jest Abigail, która zaprezentuje ci nasze oczekiwania co do twojego kontraktu i po rozmowie z nią okaże się czy go dostaniesz, ja niestety muszę lecieć na spotkanie, ale zostawiam cię w dobrych rękach.

Zdziwiłam się jego słowami bo jeszcze dzisiaj rano mówił, że chłopak ma już zagwarantowany ten kontrakt na płytę, ale jak widać zmienił zdanie. Tak w ogóle od kiedy w tej wytwórni coś zależy ode mnie? Nie wiem czy czasem nadal nie śpię skoro słyszę takie dziwne rzeczy. Andrew podszedł do mnie i pocałował w policzek na przywitanie, a później szepnął 'Postrasz go troszkę'  i wszystko stało się jasne. Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową, a później usiadłam na miejscu mojego szefa i podałam Shawnowi rękę.

- Miło mi cię poznać, mam nadzieję, że nie jesteś kolejnym młodocianym pseudo artystą.

- Ja yyy... Nie mam doświadczenia iii... Postaram się dać z siebie wszystko.

- Postarasz się?

- Tak.

- Mam taką nadzieję.

Spojrzałam na niego surowym wzrokiem, a później wyciągnęłam z torebki teczkę z jego umową. Nie mogłam uwierzyć, że jestem w stanie tak grać, ale widać życie nauczyło mnie wielu rzeczy. Starałam się wyglądać jak najgorsza suka by przestraszyć niczego nie świadomego Shawna, tylko po to żeby później naśmiewać się z jego pierwszego dnia w studio. Miałam tak samo kiedy przyjęli mnie tu pierwszy raz na staż i osobą, przez którą wylałam siódme poty był właśnie Andrew. Zakreśliłam na umowie, że chłopak wyraża zgodę na przetwarzanie danych osobowych, a później spojrzałam na niego. Oczy miał dość duże i ciemne jak gorzka czekolada, jego policzki były nieco pulchne i lekko zaczerwienione, ale to dodawało mu uroku. Włosy jakby potargane, ale idealnie do niego pasowały. Kiedy tak mu się przyglądałam głośno połknął ślinę, a później rozpiął jeden guzik w swojej koszuli.

- Coś nie tak?

- Jest trochę gorąco.

- Uh przepraszam? Powinnam wyjść? - oblizałam swoje usta, a jego oczy jeszcze bardziej się powiększyły. Wewnętrznie prawie płakałam ze śmiechu widząc jego wyraz twarzy, ale na zewnątrz byłam nadal zimną suką. A raczej już gorącą suką po moim wcześniejszym stwierdzeniu.

- Znasz ten cichy głosik w twojej głowie, który trzyma cię z daleka od mówienia rzeczy których nie powinieneś? - zmrużyłam oczy i mu się uważnie przyglądałam, a kiedy chłopak zaczął kiwać głową na tak, wpisałam w prawym górnym rogu umowy dzisiejszą datę.

- Ja niestety nie. - uśmiechnęłam się sztucznie w jego stronę, a później przekręciłam jedną z kartek  by wpisać jego dane osobowe.

- Imię i nazwisko?

- Shawn Mendes.

- Data urodzenia?

- 8 sierpnia 1998.

- Rozumiem, że wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych?

- Czyli, że dostanę ten kontrakt?

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, ale czy ja wyglądam  jakbyś go miał nie dostać? - wtedy już normalnie się do niego uśmiechnęłam i zaczęłam śmiać, podczas gdy on złapał się za głowę i zamknął oczy.

- Cholera byłem przerażony.

- Widziałam i nawet nie wiesz jak ciężko było mi się powstrzymać od śmiechu.

- To było okropne!

- Przepraszam, każdy musi przejść taki chrzest czy jak to inaczej nazwać.

Podałam mu kartkę z długopisem, żeby podpisał się w kilku wyznaczonych miejscach. Chłopak wziął ją ode mnie i z uśmiechem malującym się na jego ustach, podpisywał każdą kartkę z osobna. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 18:37. O godzinie 19 mogłabym iść do Beatrice, kobiety która jest wspaniałą panią psycholog i pomogła mi wyjść z dołka. Od kiedy Niall się tutaj pojawił nie czuję się dobrze, znów mam dziwne sny i przydałaby mi się rozmowa z nią. Jej gabinet znajduje się dziesięć minut drogi od studia, dlatego postanowiłam trochę go pospieszyć.

- Okey Shawn myślę, że na dzisiaj to wszystko. Zapraszam cię jutro o godzinie 11, Andrew ustali z tobą wszystkie szczegóły, a ja przedstawię ci grafik nagrywania.

- Super! Już nie mogę się doczekać!

- Będzie zajebiście, a teraz chodźmy bo nie ukrywam, że trochę się spieszę.

- Może gdzieś cię podwieźć?

- Nie trzeba przejdę się.

Pożegnaliśmy się przed wejściem, a potem ruszyłam do gabinetu Beatrice. Było już ciemno, a ja ciągle miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Na ulicy było sporo ludzi, dlatego wmawiałam sobie, że tylko mi się wydaje. Miałam w ręce telefon, żeby w razie czego zadzwonić do Masona, ale całe szczęście nie musiałam bo dość szybko doszłam do mojego celu. Beatrice wyłączała właśnie światła na poczekalni, kiedy w końcu się odwróciła i widząc mnie z przerażenia pisnęła, zapewne nie spodziewała się nikogo o tej porze.

- Abi wystraszyłaś mnie na śmierć!

- Um przepraszam, ja chciałam tylko zapytać czy masz może chwilkę?

- Dla ciebie zawsze kochanie.

Złapała mnie za rękę i razem weszłyśmy do jej gabinetu. Usiadłam na szarej kanapie, a później ściągnęłam buty i prawie na niej leżałam.  Wzięłam poduszkę spod głowy i położyłam ją na swoim brzuchu, a następnie mocno się do niej przytuliłam. Słyszałam jak Beatrice siada w swoim fotelu bo charakterystycznie zaskrzypiał, a wtedy zaczęłam mówić.

- Niall tutaj jest.

Nie widziałam tego, ale czułam, że podniosła wzrok znad swojego notatnika. Jest równie zdziwiona jak ja te kilkadziesiąt  dni temu, kiedy zobaczyłam go w tym klubie.

- Powiedziałam Masonowi i dziewczynom, że nie chce o tym rozmawiać, ale... Ale tak właściwie to chce tylko boję się ich reakcji. Boję się, że jak im o wszystkim opowiem to będą się śmiać i już nigdy nie spojrzą na mnie w ten sam sposób. Nie chce widzieć tej litości w ich oczach, kiedy dowiedzą się jak bardzo jestem popieprzona.

- Wiele ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że depresja to choroba aniołku. Nie życzę jej nikomu, ale kiedy dowiedzieliby się jakie uczucia jej towarzyszą... Przysięgam na Boga, zastanowili by się dwa razy zanim zaczęliby się z ciebie śmiać.

- Masz czasem takie uczucie, że nie masz ochoty z nikim rozmawiać? Nie masz ochoty się uśmiechać i udawać, że jesteś szczęśliwa, ale w tym samym czasie nie wiesz tak do końca co jest z tobą nie tak? Nie ma sposobu na wytłumaczenie tego osobie, która nie ma o tym bladego pojęcia. Jeśli chciałabyś jednej rzeczy na świecie to żeby zostać samą choć na chwilę.  Kiedy jesteś sama nikt nie pyta 'co się dzieje?' , a  ty nie musisz odpowiadać 'nie wiem' . Po prostu czujesz się jak się czujesz i wiesz, że to jakoś samo przeminie i znów będziesz mogła się czuć jak ty, tylko będziesz musiała trochę poczekać.

- Właściwie ludzie czasami czują się w ten sposób. Czasami czujesz się jak w jakiejś jaskini, z której nie masz ochoty wychodzić. Czasami ludzie czują się jakby nie chcieli istnieć, jakby chcieli zwinąć się w kulkę i leżeć cały dzień pod kołdrą mówiąc "ja nie chce istnieć" "nie chce żyć"  co według mojego doświadczenia oznacza, że ktoś po prostu chce przestać przez chwilę doznawać jakiś uczuć. Ja nie myślę, że coś jest w tym złego, dlatego jeśli ktoś nie wie jak właściwie ludzie czują się w depresji, nie ma miejsca dla nich na świecie by oceniali osoby, którym to uczucie towarzyszy codziennie.

Odwróciłam się w jej stronę podczas gdy ona notowała coś w notatniku. Jak zwykle była spokojna, a to udzielało się też i mi. Usiadłam na kanapie patrząc się na swoje białe skarpetki, które w tym momencie były moją ucieczką od jej spojrzenia. Pomimo, że jest już w podeszłym wieku nadal ma na głowie bujne, choć krótkie, malowane na czerwono włosy. Jej okulary zawsze spoczywają na czubku nosa, a szyję zdobią codziennie różnego rodzaju kamienie. Z charakteru czasem przypomina mi moją babcię i pewnie dlatego zyskała tak szybko moje zaufanie.

- Gram jakby wszystko było okey. - nabrałam głośno powietrza, ale wiedziałam, że muszę się jej ze wszystkiego wygadać. - Śmieje się z żartów, robię głupie rzeczy z moimi przyjaciółmi i udaję, że mam beztroskie życie.

- Czy przez to czujesz się lepiej?

- Nie. - spojrzałam na nią bo wiedziałam, że nie będzie mnie oceniać. Ona zawsze słucha i radzi, nigdy nie ocenia. - To jest całkiem zabawne. Bo kiedy wracam do pokoju, a dziewczyny już śpią czuję się kompletnie złamana wewnętrznie, dosłownie jakbym była pusta. Nie mogę ci dosłownie wyjaśnić w słowach jak się wtedy czuję, ale to jest jakby były dwie różne mnie? Rozumiesz? Jedna jest dla ludzi, z którymi przebywam, a ta druga tylko dla mnie. Gdyby oni tylko wiedzieli...

- Abigail, nie zrozum mnie źle słoneczko, ale sądzę że wracasz do startu kiedy byłaś już praktycznie na mecie. Rozumiem, że cię zranił, ale może właśnie Mason znając całą prawdę będzie w stanie tak objąć cię swoim uczuciem, że wreszcie poskleja całe twoje złamane serduszko...

- Uważasz, że to już pora?

Uśmiechnęła się lekko, a później wstała i usiadła obok mnie głaskając moje plecy.

- Sądzę, że powinien wiedzieć od początku.

Westchnęłam bo wiedziałam, że ma kompletną rację. Najgorsze w tym wszystkim było to, że jedyne czego się obawiałam to strata i współczucie. Bałam się, że kiedy o wszystkim się dowie zostawi mnie z tym wszystkim samą, a ja potrzebuje kogoś, kto się mną zaopiekuje. Może i staram się grać silną i niezależną kobietę, ale tak naprawdę jestem krucha i bardzo słaba. Założyłam kurtkę i pożegnałam się z Beatrice. Proponowała, że mnie odwiezie, ale powiedziałam jej, że Mason ma po mnie przyjechać i obiecałam mu, że zadzwonię. Po tym jak powiadomiłam mojego chłopaka, że skończyłam rozmowę z Shawnem i może po mnie przyjechać, ruszyłam w drogę powrotną do studia. Nie boję się chodzić sama, ale znów miałam to dziwne wrażenie, że ktoś ciągle za mną idzie. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam tylko jakiegoś faceta, który szedł w czapce i pisał coś w telefonie. Nie przejęłabym się tym zbytnio gdyby nie fakt, że kiedy przyspieszyłam kroku on zrobił to samo. Do wytwórni miałam jeszcze jakieś pięć minut drogi, a nie mogłam zacząć biec i pokazać, że się boję. Szłam coraz szybciej i szybciej, aż w końcu kroki za mną ucichły i odetchnęłam z ulgą. Pozostał mi jeszcze kawałeczek drogi do wytwórni, a Mason pisał, że jest już w drodze, dlatego nieco zwolniłam. Seattle nocą jest pięknym miastem i nie żałuję tej przeprowadzki, nawet się z niej cieszę. Zatrzymałam się i patrzyłam na niebo, które dzisiejszego wieczoru nie było takie jak zwykle. Ciemne chmury zasłaniały wszystkie gwiazdy, jednak księżyc, z marnym skutkiem próbował się przez nie przebić.

- Czemu chodzisz sama po nocy?

Pisnęłam odwracając się bo przestraszyłam się jego obecnością w tym miejscu.

- Czy ty mnie do cholery śledzisz?

- Raczej kurwa pilnuję.

- Pf. Słucham?

- Twój chłopak jest idiotą pozwalając ci chodzić samej nocą po Seattle.

- A ty kim do kurwy jesteś, żeby tak o nim mówić huh? On przynajmniej nie zostawia mnie z dnia na dzień bez słowa wyjaśnienia.

Spuścił głowę, a ja zaczęłam dalej iść bo czekało mnie jeszcze jakieś pięćset metrów drogi. Mogłam słyszeć, że za mną idzie, dlatego odwróciłam się do niego.

- Po co za mną chodzisz człowieku!

- Już powiedziałem.

- Mam ci za to być wdzięczna czy jak?

- Nie musisz.

- Oh wielkie dzięki, myślałam, że będę musiała zrobić ci loda za bycie moim osobistym ochroniarzem.

Myślę, że odgrywanie przy nim zimnej suki idzie mi całkiem nieźle. Widziałam już światła wytwórni, dlatego przyspieszyłam kroku by znaleźć się tam trochę szybciej. Niall ciągle za mną szedł, a ja nadal nie miałam pojęcia skąd on się tutaj wziął i dlaczego mnie śledzi. Jeszcze kilka miesięcy temu skakałabym z radości, że jest tak blisko. Teraz czuję jeszcze większy ból i chce go zranić tak samo mocno, jak on zranił mnie.

- Możesz mi powiedzieć do cholery co się z tobą dzieje?

Odwróciłam się do niego i uniosłam brwi, jednocześnie zakładając swoje ręce na piersi.

- Po jaką cholerę robisz z siebie taką sukę?

- Już taka jestem.

- Nie pierdol głupot Abi!

- Zmieniłam się Niall... Już nie jestem słodką księżniczką, już nie jestem w tobie szaleńczo zakochana jak kiedyś, już się poddałam wiesz? Już dawno się poddałam.

- Przecież...

- Mówiłam, jeśli ty ze mnie zrezygnujesz i we we mnie zwątpisz, ja zrobię to samo... Dlatego taaa dammm stworzyłeś niezłą szmatę.

- Licz się ze słowami kurwa! Nie mów tak o sobie!

Fuknęłam i zagryzłam wewnętrzną część mojego policzka, a kiedy odwróciłam głowę zobaczyłam nadjeżdżającego Masona.

- Nie byłeś dla mnie jakąś gwiazdą, byłeś moim całym pieprzonym niebem! Tak bardzo wtedy chciałam cię nienawidzić to mniej by bolało! Łatwo było zrozumieć, że mnie nie kochałeś, najgorzej było się z tym pogodzić.

- Ty nic nie rozumiesz.

- I nie chce zrozumieć. Mam Masona nie psuj mi tego!

Pokiwał głową i chciał odejść, ale wtedy mój chłopak stanął obok mnie i wsiadłam do samochodu. Myślałam, że będę mogła chociaż wrócić do pokoju bez jego towarzystwa, ale jednak bardzo się myliłam.

- Niall? Stary co tutaj robisz?

- Był na siłowni, przechodził i się spotkaliśmy. - odpowiedziałam szybko Masonowi, jednak ten chyba nie oczekiwał odpowiedzi ode mnie.

- Jesteś samochodem?

- Nie.

- Wsiadaj pojedziesz z nami.

KURWA KURWA KURWA!

Brakuje jeszcze tego, żeby ich dwójka się zaczęła lubić, a co gorsze przyjaźnić. Wtedy moje życie będzie skończone.